niedziela, 8 sierpnia 2010

Locrian - Drenched Lands

Locrian
Drenched Lands

2009, At War With False Noise/Small Doses



7.4



Początkowo czas schodzi Lokrianom na kreśleniu bezkresnej przestrzeni za sprawą błądzących od doom-folku po Neurosisową siekę gitar, post-industrialnej power elektroniki i lo-fi black metalowych drone'ów à la Sun O))) sporządzonych ze sprzężeń niemal identycznych z wykorzystywanymi przez Inca Ore (skompresowany i rozciągnięty pomruk rozgrzewającego się lampowego telewizora?). Pod natłokiem wielopowielanych efektów metalowa baza ulega transformacji w shoegaze i dark ambientowe kolumnady, do spółki ewokujące świat ogarnięty opadem. Daleko temu obrazowaniu do poetyckich przedstawień GY!BE, blisko zaś do uproszczonych narracji powieściopisarzy eksplorujących estetykę post-apokalipsy - szczególnie wyraźnie sąsiedztwo metod widać w potężnym, epickim closerze (Greyfield Shrines), który po kilku podejściach zaczyna się traktować jak literacką sci-fi drogi raczej niż utwór muzyczny.

Najciekawszy motyw Drenched Lands ulokował się jednak w centrum (Barren Temple Obscured by Contaminated Fogs): dziwaczny, przeszywający wrzask przypominający neurotyczny growling. Otoczka tego rozpaczliwego *wykonu* przywołuje obraz świątyni jakiegoś ohydnego kultu zadzierzgniętego wokół seksualnego rytuału i rozwiązuje płytę jak worek każąc dostrzec w niej m.in. wyraźną inspirację Druuną Serpieriego. Właściwie można przeprowadzić idealną analogię. Komiks jest ekstremalny, jak i DL, zabawiające się skrajem wytrwałości odbiorcy. Druuna wędruje po wyniszczonym świecie i bez wątpienia ruiny monumentów, zdegradowany hi-tech, wionące radiacją przestrzenie są również scenerią obraną na tło płyty. Zmierzam jednak do zadziwiającego faktu, że ww. motyw z centrum albumu oraz pojawiające się tu i ówdzie podejrzanie uduchowione zaśpiewy dzielą z Druuną także erotyzm: potworny, makabryczny i charakterystycznie dla estetyk BDSM wyjałowiony. Z precyzyjnym sformułowaniem spieszy na pomoc Huysmans w przedmowie do Na wspak:
Należałoby przynajmniej w formie pogłębionej wyjaśnić ową diabelską przewrotność, która wsącza się, biorąc za punkt wyjścia rozpustę zwłaszcza, w wyczerpane mózgi ludzkie. Wydaje się bowiem, w istocie, że choroby nerwowe, neurozy, otwierają w duszach szczeliny, którymi wnika Zły Duch. Jest w tym zagadka nie wyświetlona dotąd; termin histeria nie rozstrzyga o niczym; wystarczać może do sprecyzowania stanu materialnego, do zanotowania przemożnego tumultu zmysłów (...) Tego nikt nie wie; w rzeczonej materii medycyna bredzi, a teologia milczy.
Histeria. Uczucie, czy może raczej moment - jednostka czasu, która wydaje się być powiązana poprzez zagnieżdżenie się na jego szczycie, z procesem niechcianego spełniania się fantazji. Tak jak swobodnie snute w skrytości ducha fantazje o gwałcie mogą w trakcie realizacji ogarnąć histerią właśnie, a po niej traumą, tak wizje solipsystyczne, fantazje o pozostaniu samemu w post-apokaliptycznym świecie, mogą zaowocować histeryczną samotnością, kiedy nabiorą namacalnych kształtów. Histeria definiuje moment przełamania barier, jak to określił Huysmans: wniknięcia Złego. Tumult zmysłów przeładowanych nagłym urzeczywistnieniem rojeń i ich skrajnie odmiennym od wyśnionego charakterem. BDSM czerpie z tej ambiwalencji, widząc źródło erotyzmu w bezradnej obserwacji własnych procesów psychicznych - poddania się czemuś, co wymarzone budzi paraliżujący lęk. Jako obcemu na tym terytorium,
sensowna wydaje mi się tylko składnia taka, jak przed chwilą, szczególnie, że nie widzę sensu w dalszym trzymaniu się logiki w typowo groteskowej rzeczywistości, której poziom właśnie osiągnęliśmy.

Protagonistkę Serpieriego molestują trędowaci, gwałcą mutanty, ścigają sekty, zniewalają ghule i zombie (pomijając już intertekstualne gry podjęte przez autora, oddającego swoją heroinę także Mr. Hyde'owi czy Boskiemu Markizowi w post-nuklearnych inkarnacjach), ale co ciekawe, a uderzyło mnie to dopiero podczas słuchania DL, przez osiem części serii Druuna nie roni ani kropli krwi, a jedyne ostre narzędzie autor umieszcza w rękach jednej z nielicznych dobrych postaci. Fakt ten kluczy w barokowym labiryncie pistoletów laserowych, antycznych rewolwerów, biczy i mechanicznych szponów, w które wyposażeni są wrogowie Druuny i jej uniwersum. Widocznie krew okazała się dla autora fobiczną granicą, punktem, którego wzdragał się przekroczyć, wyczuwając kryjący się za nim ów moment histerii. Wobec delikatności tego rysu autorskiego przestrachu, uwikłanego w tysiące okienek jeżącej włos na głowie perwersyjnej makabry, pozostaje się bezradnym. I ten motyw zatajonego hamulca, nieruchomego oka cyklonu, obecny jest także na DL: granicą jest metal, którego przebiegłe unikanie wpędza czasem Lokrianów aż na niechętnie podejmowane post-rockowe ugory, za każdym razem dokładając jednak kroczek do ostatecznego tryumfu: z poziomu papieru, wnioskując po ograniczonym nakładzie, anonimowości (mniej niż 1000 odsłon myspace przy masie releasów zarejestrowanych przez discogs) i na pierwszy rzut oka niskim poziomie, należałoby może uznać projekt za jakiś zdegenerowany post-metal, w praktyce jednak dumnie narzuca się typowo post-modernistyczne, holistycznie pojmowane no genre.

Być może na fakt bycia kupionym wpłynął kontekst, którym dysponuję po przetrawieniu dziesiątek pozycji post-apo. Mam jednak nadzieję, że nie, bo szczerze: kiedy ostatnio widziałeś (szczere -aś raczej tu odpada) gdziekolwiek wysoką notę przy cover arcie z gotyckimi literami i smutną fotą wklejoną w pentakl? Szarpiąca nerwy, nagląca poszukiwaczy mocnych, nietuzinkowych wrażeń, konieczność, zostawiająca w tyle Shadow Kingdom Natural Snow Buildings.

*Dla pełnego zrozumienia i przejęcia zainteresowania talią przedstawionych tu przeze mnie motywów, warto sięgnąć po popularny artykuł Groteska i jej współczesne odmiany B. McElroya.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz