wtorek, 1 lutego 2011

Petryfikacja marzenia

Odkąd pamiętam moim fetyszem, jeśli chodzi o odbieranie sztuki, była jej ewokatywność i eskapistyczny potencjał. Tym większy dzieło zyskiwało we mnie oddźwięk, im pełniej zdolne było przenieść gdzie indziej lub chociaż narzucić wyobraźni barwny, zmysłowy obraz. Sztuka powinna być tak ogarniająca, by to, czego dzięki niej doznajemy nie było tylko impulsem estetycznym, a doświadczeniem porównywalnym z empirią pod względem zmysłowej wiarygodności i wartości poznawczej.

Dlatego od dłuższego czasu szczególnie interesują mnie ekfrazy - wydają się być próbą stworzenia opisu, który mógłby imitować lub co najmniej dopełnić sobą przedmiot deskrypcji. Są więc wyrazem wiary w obrazującą moc analogii, szczególnie synekdochy i metonimii, w możliwość przedstawienia całości za pomocą jej detalu lub zastąpienia jednego drugim. W ekfrazie chodzi jednak o coś więcej niż tylko o powtórzenie, podjętą innymi środkami reinterpretację raz już odczytanego wycinka rzeczywistości (np. malowanie dźwięku, pisanie o malarstwie czy muzyce). Utopijnym celem jest:
(…) stworzenie słownej reprezentacji estetycznego doświadczenia, jako taką konfigurację elementów tekstu by uobecnić w nim fakt i efekty obcowania z dziełem sztuki. (P. Juszkiewicz, Między słowem a obrazem, w: Twarzą w twarz z obrazem, Warszawa 2003, s. 174)

Synonim opisu – wykorzystywana w ćwiczeniach kształtujących umiejętności opisywania miejsca, obrazu, piękności itp. tak, by zachować harmonię między tonem wypowiedzi a przedmiotem odniesienia; figura mająca na celu obrazowe przedstawienie zdarzeń, eksponująca plastyczne walory opisu tak, by słuchacz miał przed oczyma namalowany słowami obraz rzeczy czy postaci (M. Korolko, Sztuka retoryki. Przewodnik encyklopedyczny, Warszawa 1998, s. 149)
Wyobraźmy sobie tekst, który byłby nie tylko odniesieniem się do dzieła jednej gałęzi sztuki narzędziami innej, ale odzwierciedleniem, kompletnym odbiciem jednego dzieła za pomocą drugiego, tak żeby można było postawić między nimi doświadczalną równię.
Na tym paradoksie opiera się znaczenie ekphrasis (ale także wszelkiego opisu) (…): z jednej strony zmierza ona do unaocznienia przedmiotu, z drugiej zaś – robi wszystko, by zastąpić samo widzenie. (M. P. Markowski, Ekphrasis. Uwagi bibliograficzne z dołączeniem krótkiego komentarza, s. 230)
Można wątpić w sens takich wysiłków. Po co starać się o tekst, zastępujący doznanie dzieła, które by opisywał, skoro dostęp do właściwych dzieł jest obecnie uproszczony do granic możliwości? Nie ma obiektywnej odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie o celowość. W centrum uwagi stawiam swoje osobiste preferencje, a obok nich przekonanie, że teorie powstają z możliwości częściej niż z konieczności.

Przejdźmy jednak dalej, bo to tylko wstęp do późniejszych rozważań. Słowa:
Obraz jest czymś więcej aniżeli tylko tym, co widziane lub widzialne. To coś więcej aniżeli wytwór percepcji. (…) chciałbym zaproponować rozumienie obrazu jako wyniku symbolizacji tego, co pojawia się w spojrzeniu lub w oku wewnętrznym. (H. Belting, Obraz i jego media)
rozumiem mniej więcej tak: 1) na początku jest przeżycie, doznanie lub nawet tylko wyobrażenie pewnego doznania lub marzenie o nim, 2) żeby móc do niego powracać, musi mieć jakiś kształt odróżniający je od chaosu świadomości, a więc dokonujemy symbolizacji, zamykamy je w pamięci jako skojarzenie z zapachem, obrazem czy dźwiękiem; już wtedy dokonujemy ekfrazy - mentalnego odwzorowania rzeczywistości, jej subiektywnego odzwierciedlenia w wyobraźni, 3) po pewnym czasie fantazja i pamięć mogą stać się niewystarczające i pojawia się potrzeba sprowadzenia obranego symbolu i wszystkiego co on oznacza do empirycznej rzeczywistości; potrzeba na tyle dojmująca, że podejmujemy się stworzenia jego namacalnego odpowiednika, czyli dzieła sztuki. Znowu dokonujemy ekfrazy. Petryfikujemy ulotne marzenie.

W porównaniu z projekcją wyobraźni obraz, kompozycja muzyczna czy bukiet aromatu zawsze będą niekompletne, ale doświadczenie lub jego wyobrażenie będzie już można chociaż częściowo przekazać innym. Taki nośnik jest o wiele trwalszy niż zawodna, bo stale reinterpretująca pamięć. Wspomnienia doznań zacierają się, ale szczególny dyskomfort budzi raczej ich deformacja. Rzeczy, które zapamiętaliśmy jako konstruktywne wraz ze zdobywaną wiedzą ujawniają swoje destrukcyjne strony i na odwrót. Wypadałoby cieszyć się z tego na odwrót – możności dostrzeżenia jasnych stron w doświadczeniu zła – ale, mimo że kojąca, reinterpretacja taka znosi to, co najważniejsze: wierność, czystość reprodukcji rzeczywistości, jaką stworzyliśmy w wyobraźni, jej właściwy tylko danej chwili ładunek emocjonalny.

Zadaniem krytyki wobec efektów tak ujętego procesu twórczego jest stworzenie kolejnej ekfrazy (to już czwarty, poczynając od bazowego doświadczenia, etap) – negatywnej, przenikającej pod prąd porządku tworzenia. Krytyka jest zazwyczaj lekceważąco określana jako podrzędna wobec sztuki, jednakże jest to pochopny wniosek, płynący z negacji wszystkich działań, które są odwrotnością. Nawykowo faworyzujemy to, co następuje od początku do końca, przybiera postać linearnej narracji. Automatycznie obniżamy wartość negatywu w stosunku do samego zdjęcia. Tymczasem krytyka jest w przedstawianym przeze mnie ujęciu również właściwym tworzeniem, tyle że postępującym od doznania finalnego efektu działań twórczych, czyli dzieła, poprzez naświetlenie możliwych i prawdopodobnych jego motywacji, zdiagnozowanie autentyczności lub sfabrykowanego charakteru symbolizacji, aż do samego zjawiska, uznanego przez artystę, świadomie lub nie, za warte utrwalenia. Ponieważ to odwrotne dążenie nigdy nie będzie obiektywne (zawsze zależeć będzie od umiejętności, wiedzy, wnikliwości, a w końcu także potrzeb i szaty emocjonalnej krytyka) jest sztuką – sztuką reprodukcji doświadczenia lub wyobrażenia o doświadczeniu, które zadecydowało o powstaniu dzieła i przekazaniu go szerszemu odbiorcy.

W najbliższych tygodniach postaram się naświetlić poszczególne segmenty takiego postrzegania muzyki i zaproponuję sposoby jej recepcji alternatywne wobec ogólnie przyjętych, tym samym zamykając kwestię credo tego bloga i lansowanego nań stylu odbioru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz