Sky at Night
2010, Sheperd Moon
3.5
Sky at Night, skromnie ukrywające się pośród tysiąca niewiarygodnych premier, przypomina łódź podwodną dowodzoną przez facetów trawiących kolejne wachty na chuchaniu w bulaje, byle tylko nie było widać otaczającego krypę morza możliwości. Pasażerów kusi przetarcie szybki rękawem: owszem, muzyka poszła naprzód i nikt już nie słucha takich kapel, ale przede wszystkim Sky at Night zawiera singiel "Proof". Singiel z 2004, który, w niezmienionej formie opublikowany pośród nowych piosenek, błyszczy niesamowitym światłem, z miejsca stawiając nostalgię za pierwszymi trzema albumami gangu Bramwella ponad całością ewentualnych doznań płynących z płyty piątej.
Kiedy spojrzenie wstecz okazuje się gwoździem programu, automatycznie umacnia się przeświadczenie, że na dalszych pozycjach tracklisty nie będzie niczego porównywalnego do knajpianej dynamiki "Life In a Day" czy poetyckiego piękna "From Your Favourite Sky". Słusznie, bo lansowane na high-lighty "Northern Skies" i "I Still Do" nie mają startu do tych, zdawałoby się archaicznych już, hymnów depresyjnej młodzieży. Sugestia jakoby I Am Kloot byli jedynym post-britowym składem, który przetrwał w niezmienionej formie wszelkie roszady w trendach trochę podupada. Każdej poprzedniej jesieni warto było wrócić do I Am Kloot, tej jesieni warto wrócić do poprzednich płyt I Am Kloot.
Kiedy spojrzenie wstecz okazuje się gwoździem programu, automatycznie umacnia się przeświadczenie, że na dalszych pozycjach tracklisty nie będzie niczego porównywalnego do knajpianej dynamiki "Life In a Day" czy poetyckiego piękna "From Your Favourite Sky". Słusznie, bo lansowane na high-lighty "Northern Skies" i "I Still Do" nie mają startu do tych, zdawałoby się archaicznych już, hymnów depresyjnej młodzieży. Sugestia jakoby I Am Kloot byli jedynym post-britowym składem, który przetrwał w niezmienionej formie wszelkie roszady w trendach trochę podupada. Każdej poprzedniej jesieni warto było wrócić do I Am Kloot, tej jesieni warto wrócić do poprzednich płyt I Am Kloot.
ja bym powiedzial, ze od 2005 pozostaje nam tylko wracac do poprzednich ich plyt. po gods and monsters nie bylo wlasciwie zadnych nowych dobrych kawalkow, no bo sesja u peela nie wnosi nic nowego, a chocby moolah rouge jest mocno srednie. a proof rzeczywiscie najlepszy na plycie, widac ze pochodzi z ich poczatkow, jeden z moich ulubionych klootowych utworow.
OdpowiedzUsuńTak, to wszystko prawda, pisząc "poprzednie płyty" miałem na myśli konkretnie "Natural History", st i "Gods&Monsters". O "Moulah Rouge" nie myślę nawet jako o pełnoprawnym albumie. Szkoda trochę, że się nie odnaleźli. Cały czas miałem nadzieję, że kiedyś zastąpią Arcade Fire.
OdpowiedzUsuń