sobota, 1 marca 2014

Alessandro Parisi - Plitvicka Jezera

Alessandro Parisi
Plitvicka Jezera
Sangoplasmo, 2014



Z Michałem Fundowiczem, autorem bloga Porysowane Płyty, rozmawiamy o jednej z nowych kaset w katalogu Sangoplasmo:

Filip Szałasek:
Jeśli zadaniem krytyki jest chronienie tekstów kultury od zapomnienia, to mamy właśnie okazję się sprawdzić, bo Plitvicka Jezera Alessandra Parisiego raczej nie doczeka się szerszego omówienia w polskim Internecie. Po pierwsze dlatego, że premiera tej taśmy wypadła równolegle z wydaniem nowego materiału RSS Boys, którzy zdążyli już przyciągnąć i podtrzymać uwagę odpowiedniej grupy odbiorców. Taka jest dynamika premier w Sangoplasmo, że do stosunkowo szerokiej publiczności przebija się zwykle tylko jedna pozycja w danym „rzucie”. Po drugie – dziełko Parisiego jest bardzo kameralne: to tylko zapis wspomnień z urlopu spędzonego w chorwackim parku narodowym. Nie ma tutaj właściwie ani jednego momentu, gdzie komunikacja ze słuchaczem mogłaby się ustabilizować. W tym sensie Plitvicka wydaje mi się ciekawym dopełnieniem Ducha Gór, jednego z najmniej kontaktowych albumów, z jakimi dane mi było obcować.

Nie chciałbym wytyczać linii podziału między tymi wydawnictwami, bo sugerowałoby to rywalizację, w której Parisi nie miałby wielkich szans. Chodzi raczej o to, że z pomocą podobnych środków wyrazu udało się osiągnąć efekt tajemnicy, mimo że obaj artyści nie trzymali w sekrecie tego, co najważniejsze dla nagrań terenowych, a więc lokalizacji, w których zostały sporządzone. Lutto Lento nagrywał w polskich górach, Alessandro na Jeziorach Plitwickich. Tym, co odrealnia obie pozycje, są ci spośród dźwiękowych „aktorów”, którzy dysponują możliwością najdalej posuniętych przeobrażeń, a zatem głosy ludzi. Pomimo rozległych tradycji użycia nagrań terenowych w badaniach etnograficznych słowo mówione czy śpiewane nadal jest dość rzadko postrzegane jako field recording w ścisłym tych słów znaczeniu. Na Duchu gór pojawia się karnawałowy gwar, na taśmie Parisiego – chorały nagrane gdzieś w Europie, nie wiadomo, czy w Chorwacji.

Przypominają się Pieśni Jacaszka i dokonany na tym albumie mariaż folkloru z hauntologią czy też library music, jeśli rozumieć ją tym razem nie jako muzykę archiwalną, lecz archiwizującą, a więc utrwalającą pamięć.

Michał Fundowicz: To prawda, albumom tego rodzaju grozi zapomnienie. Również ze względu na ich długość – licząca niecałe dwadzieścia minut Plitvicka Jezera przypomina raczej pocztówkę wysłaną z wakacji, niż wielowątkowy list. Mniej więcej tyle samo czasu trwało kameralne dzieło Circulation of Light, pomijane, gdyż ukazało się w jednym „rzucie” z Jedwabnikiem Dwutysięcznego. W obu przypadkach w zwięzłej formie mieści się skondensowany przekaz, a zamiast rozwijać wiele pomysłów, skupiają się na jednym motywie. Takie albumy, choć rzadko zostają zauważone, zazwyczaj dłużej pozostają w mojej pamięci. Wracają we wspomnieniach jak zdjęcia z otrzymanych widokówek.

Alessandro Parisi odwiedził rezerwat przyrody wpisany na listę UNESCO, a więc miejsce w niewielkim stopniu przekształcone przez człowieka. Konfrontacja z naturą w stanie czystym wywołała u niego skojarzenia ze sferą sacrum. Z tego co przeczytałem, w jeziorach nie można się kąpać. Jednak artysta przy pomocy wyobraźni ominął ten zakaz i rozpoczął eksplorowanie głębin. Na dnie odnalazł świątynię.

Śpiewane z namaszczeniem chorały stanowią trzon kompozycji. Na stronie „A” pieśni są wyraźnie rozpoznawalne, na „B” zostały już poddane deformacji. Brzmią jakby dochodziły spod wody, co potęgują nałożone na nie odgłosy strumienia. Parisi podczas nagrywania korzystał także z syntezatora, który zastąpił mu kościelne organy. Tytuły tracków, czyli Sveta Planina oraz Voda Otkupljenja sugerują, iż Włoch sferę świętości traktuje raczej poważnie, niż w sposób ironiczny. Drone z elementami field recordingu jako współczesna odmiana muzyki religijnej?

Filip Szałasek: Psychologizujemy, ale to uzasadnione, bo w Parisim musiała w Chorwacji zajść jakaś zmiana. Przejrzałem pobieżnie jego wcześniejsze albumy i to są głównie nagrania z ciężkim, mrocznym electro. Okładki są czarne, poza Porta Ermetica, ale i tutaj mamy obrazek rozcapierzonej, szponiastej dłoni. Na taśmie dla Sangoplasmo da się jeszcze odnaleźć te ciemności, choćby w wykończeniu strony „A”, kiedy to – zgodnie z twoim odczytaniem – schodzimy pod wodę. Od 7'25'' aż do końca, a więc przez ponad minutę, mamy do czynienia z improwizacją, która startuje od monotonnego, kineskopowego szumu, by ostatecznie się zagubić w piskliwych syntezatorowych modulacjach.

Zniekształcenia pojawiają się też na pierwszej stronie, ale w inny sposób. Parisi wykorzystuje swoje doświadczenie jako autora ścieżek dźwiękowych i pod odgłos kroków, który otwiera całe wydawnictwo, podkłada dyskretnie syntezator. Tak więc od samego początku wiemy, że taśma nie jest w żadnym razie materiałem dokumentalnym, lecz fikcją. Zresztą zdjęcia z wyprawy są odrobinę narkotyczne: zieleń drzew i lazur jeziora zbyt intensywne, chmura nad pejzażem jakby doklejona, tak jest kształtna i podejrzanie na miejscu... Do tego napisy wygięte w delikatne łuki, pogodna czcionka – jak gdyby wyjęte z kolonijnych prospektów skleconych w Wordzie '97.

Jest jeszcze relacja między fotografiami ujętymi w obszerne białe marginesy, a samą kasetą, która jest jednolicie i silnie zielona. Tutaj ujawnia się estetyczne wyczucie wydawcy, bo taka poligrafia dopowiada sporo do muzyki. Zdaje się mówić: „Owszem, obejrzyj okładkę i wyciągnij pierwsze wnioski, ale poza ograniczenia – poza te białe marginesy i reklamową perswazję – wyjdziesz dopiero słuchając”. Ale tak to jest z Sangoplasmo, że te kasety wykorzystują naszą chęć zbliżenia się, oglądania świata przez lupę, trzymania go tuż przy twarzy. Bywa że nagrodą jest raczej uświadomienie sobie własnej dociekliwości, a nie obcowanie z prawdziwie miodną, słuchalną muzyką. Dla kogo właściwie jest przeznaczony album Parisiego?

Michał Fundowicz: Może dla tych, do których wrażliwości przemawia także poetyka filmów Andrieja Tarkowskiego? Dla osób potrafiących czytać w jego zanurzonych we mgle pejzażach oraz intuicyjnie odbierać mistycyzm, pojawiający się na poziomie metafory. Gdy próbuje się go opisać – łatwo popaść w banał. Lub wręcz go zniwelować. Parisiemu udało się pozostawić swą muzykę w znaczeniowym niedopowiedzeniu, mimo że zestawienie odgłosów wody i chorałów, czyli głównych elementów narracji, wydaje się na dobrą sprawę zabiegiem dosyć dobitnym.