Mirror Eye
2009, Social Registry
6.4
Jako fana intr, outr, sound-checków i jamów cieszy mnie Mirror Eye. Radocha obcowania nie zmienia jednak, pomimo wielu starań, sytuacji zaistniałej już na Dins. Po prostu jasnym jest, że nie jest to granie zasługujące na wnikliwsze spojrzenie. Roztrząsanie mija się z celem szczególnie teraz, gdy wyraźne rozrzedzenie brzmienia zabrania wspominać o oczywistych w przypadku debiutu inspiracjach shoegazem spod znaku Spaceman 3.
Łatwo określić target tego albumu. Mirror Eye zrobi dobrze każdemu, kto:
- uważał Scab Dates za najciekawsze dokonanie Mars Volty, aż do momentu stwierdzenia, iż spory wycinek tego wydawnictwa to próżny jazgot,
- pamięta, że lubił Porcupine Tree w wydaniu Metanoia / Voyage 34: LSD Trip,
- jest rozczarowany, że praktycznie nikt nie docenił w swoich zestawieniach rocznych Preteen Weaponry Oneidy,
- lubi egzotyczne, trochę etno-, klimaty, ale zignorował jakieś płyty nagrane przez Tuaregów jako już przesadnie folklorystyczne, zwracając się za to w stronę Pocahaunted lub Jessiki Bailiff, bo nie wstydzi się docenić dobrze zrealizowanego parcia na podręcznikową schizę w rytualnym otoczeniu (bębny łączone transowym basem + echotyczne, bliżej nie sprecyzowane quasimelorecytacje) + (bezsens, ale fragmenty openera, Mantis, przywołują aurę Amnesiaca).
- uważał Scab Dates za najciekawsze dokonanie Mars Volty, aż do momentu stwierdzenia, iż spory wycinek tego wydawnictwa to próżny jazgot,
- pamięta, że lubił Porcupine Tree w wydaniu Metanoia / Voyage 34: LSD Trip,
- jest rozczarowany, że praktycznie nikt nie docenił w swoich zestawieniach rocznych Preteen Weaponry Oneidy,
- lubi egzotyczne, trochę etno-, klimaty, ale zignorował jakieś płyty nagrane przez Tuaregów jako już przesadnie folklorystyczne, zwracając się za to w stronę Pocahaunted lub Jessiki Bailiff, bo nie wstydzi się docenić dobrze zrealizowanego parcia na podręcznikową schizę w rytualnym otoczeniu (bębny łączone transowym basem + echotyczne, bliżej nie sprecyzowane quasimelorecytacje) + (bezsens, ale fragmenty openera, Mantis, przywołują aurę Amnesiaca).
Transowe, zadymione psychodelki to muzyka o jasno sprecyzowanym użytkowaniu, więc ładowanie do nich większej idei mija się z celem. Dlatego też przyjemne są jeszcze nienachalne elektroniczne dodatki trącące lekko Seefeel, ale przegięcia w rodzaju Sub Synth, kawałka będącego chyba zapisem wet dreams Schumachera, bezapelacyjnie odrzucają. Wyraźnie eksponowany w niektórych momentach, syntezator brzmi bowiem w rytualnej otoczce sztucznie i niepotrzebnie. Smuga ciągnie się spokojnie za odrzutowcem, a w dole szaman rzuca klątwę na włażącego w szkodę brontozaura, e-e.
Złoty środek objawia się w postaci centralnego mięśnia Mirror Eye: przestrzennego, lekko postapokaliptycznego I Take You As My Wife Again (intuicyjnie postrzegam kilka motywów tutaj jako dubowe, ale głównie dobre tło do gry w Stalkera). Jędrny instrumentalny trans z równie żywą elektroniką to związek dopuszczający wpadki wychwytane potem z miłym dreszczykiem podczas koncertów tego typu, a z bootlegów wycinane i eksploatowane jako sample przez myspace bandy legitymujące się etykietką experimental. Takie to zwyczaje kontynuuje się w sąsiadującym Fingernail Tea, uświadamiając jak niewiele i jak bardzo schematycznych patentów potrzeba, aby człowieka zaabsorbować. Czysta soma. Takie właśnie granie wydaje się być logicznym rozwinięciem poszukiwań rozpoczętych na debiucie. Mirror Eye nie jest już tak drażniąco gęste i monotonne jak Dins, a w sumie rzadko kiedy atmosferyczność tego albumu obraca się na brak uzasadnienia dla otwierających się tu i ówdzie luk w całościowej strukturze płyty.
Warto rozważyć ewentualność, że obok Spokes, nowe Psychic Ills, to jakieś kompendium motywów, podsumowanie ułatwiające grupie początkujących wniknięcie w temat. W wypadku Mirror Eye byłby to Zarys pół-improwizowanego psych-rocka z masą japońskich nazw w bibliografii i paroma przypisami odsyłającymi do takich punktów w historii jak My Life In the Bush of Ghosts Eno/Byrne'a lub Power Spot Jona Hassella (głównie analogie po stronie bębnienia). W obrębie tego genre chyba jednak za wcześnie jeszcze na wypisywanie PITów, co udowadnia rzadka konsystencja istotnej partii zawartego na Mirror Eye materiału.
myspace
Złoty środek objawia się w postaci centralnego mięśnia Mirror Eye: przestrzennego, lekko postapokaliptycznego I Take You As My Wife Again (intuicyjnie postrzegam kilka motywów tutaj jako dubowe, ale głównie dobre tło do gry w Stalkera). Jędrny instrumentalny trans z równie żywą elektroniką to związek dopuszczający wpadki wychwytane potem z miłym dreszczykiem podczas koncertów tego typu, a z bootlegów wycinane i eksploatowane jako sample przez myspace bandy legitymujące się etykietką experimental. Takie to zwyczaje kontynuuje się w sąsiadującym Fingernail Tea, uświadamiając jak niewiele i jak bardzo schematycznych patentów potrzeba, aby człowieka zaabsorbować. Czysta soma. Takie właśnie granie wydaje się być logicznym rozwinięciem poszukiwań rozpoczętych na debiucie. Mirror Eye nie jest już tak drażniąco gęste i monotonne jak Dins, a w sumie rzadko kiedy atmosferyczność tego albumu obraca się na brak uzasadnienia dla otwierających się tu i ówdzie luk w całościowej strukturze płyty.
Warto rozważyć ewentualność, że obok Spokes, nowe Psychic Ills, to jakieś kompendium motywów, podsumowanie ułatwiające grupie początkujących wniknięcie w temat. W wypadku Mirror Eye byłby to Zarys pół-improwizowanego psych-rocka z masą japońskich nazw w bibliografii i paroma przypisami odsyłającymi do takich punktów w historii jak My Life In the Bush of Ghosts Eno/Byrne'a lub Power Spot Jona Hassella (głównie analogie po stronie bębnienia). W obrębie tego genre chyba jednak za wcześnie jeszcze na wypisywanie PITów, co udowadnia rzadka konsystencja istotnej partii zawartego na Mirror Eye materiału.
myspace
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz