wtorek, 4 sierpnia 2009

10 kobiet, które szukają pracy w muzyce

Hostessy destrukcji na targach producentów gitar. Groupies rozdające w wolnym czasie ulotki, aby tym lepiej pełnić swą służbę. Przyjaciółki domorosłych producentów i sprzedawczynie w KFC. Według badań co setna dziewczyna pracująca na Jarmarku Dominikańskim robi to, aby uskładać na piec. Gazety donoszą o TYM. Jeśli macie cokolwiek do powiedzenia w branży dzwońcie pod 0 700 997 666, po 18. Już czas je zatrudnić.

Mary Elizabeth Winstead
- wybiorę się na maraton Harry'ego Pottera i przeczytam wszystkie te książki, jeśli nałożą Mary na Emmę Watson,
- każdy kto widział
Deathproof lub nawet Tylko taniec! i nadal trzyma w pamięci jajogłową cheerleaderkę z American Beauty ma poważne problemy,
- kolesie z Grizzly Bear wiedzą, komu dedykować kawałki,

- Mary Elizabeth zajebiście obsługuje banjo na wszystkich płytach Silver Mt. Zion,
- odkąd nie spijam go z ciała Mary, truskawkowy shake nie jest tym, co kocham,

- jeśli MBV
serio mają wrócić to z Mary Elizabeth Winstead.

Lucy Lawless

Ostatnio widziałem ją w Angel of Death. Została rozstrzelana przez agentów zła podczas mizdrzenia się przed lustrem w blond peruce i czarnym boa. Upadek. Ostatnio jednak nawet Rourke'a widuje się na srebrnym ekranie, więc może i Xenę spotka rehabilitacja i znów zaciśnie rzemyki gorsetu-zbroi na mokrych snach Parandowskiego. Tymczasem myślę o niej na przecięciu Ladyhawke i Gogol Bordello, bo chcę zginąć brutalnie, od czakramu lub zajebistego porshe z płomiennym ptakiem stymfalijskim na masce.



Susan Sontag
(za młodu)

Jej sprzeciw wobec interpretacji ktoś śmiały mógłby traktować jako fuck dla zdegenerowanych idei platońskich, ale po wysmakowanym Miłośniku wulkanów i perwersyjnym Death-kit, Susan trochę się postarzała i miast przeglądać anonse zespołów poszukujących wokalu zajęły ją choroby.
- Ej, dobra, ale Kim Gordon ciągle nieźle się trzyma, więc po co? Eternal!
- Ale łatwo zakochać się w kimś takim jakim jest, trudniej poczuć coś ze względu na sam potencjał, a Sontag, w blasku szalejących gromów, na stającym stępa jeleniu, mogłaby spokojnie dzierżyć miecz pierdolonego indie-rocka, gdyby tylko wykuł go Fender
.

Anne Hathaway

Dzięki niej Get Smart był momentami śmieszny. Motywowała Diabeł ubiera się u Prady jak Graal legendę arturiańską. Olivia Wilde powinna zajść w ciążę i ustąpić jej miejsca w diagnostycznym teamie House'a. Gdyby Anne uwierzyła w siebie świat stałby się za ciasny dla Uffie i Kid Sister. You wanna be tough punk? inicjujące nowego Dooma powinno być wypowiedziane przez nią. Gdyby wynalazła autotune'a to po to tylko, aby ostentacyjnie go nie używać.


anonimowa śródziemnomorska barmanka

Nie od dziś wiadomo, że najpiękniejsze kobiety należą do ohydnych mizantropów. Afrodytę oddano Hefajstosowi i basta. Całkiem niedaleko od kolebki tego boskiego sądu byłem kiedyś zmuszony przedzierać się w rozwalonych klapkach przez plażę złożoną z samych głazów narzutowych ostrych jak brzytwa. Wycieńczony, poraniony i spragniony, cudem zachowałem klasę. W końcu natrafiłem na ukryty w cichej zatoczce plażowy bar. Za kontuarem, który widział już lepsze i mniej słone czasy, stała Wenus i sprzedawała drinki w cenach najprawdopodobniej ustalonych lekką ręką przez dealerów Chryslera. Strzeliłem dwa pozbawiając się tym samym obiadu, ale wątpliwe, aby był choć w połowie tak apetyczny jak to anonimowe uosobienie sułtańskiej dystynkcji. Gdyby nie ukrywający się w cieniu brodaty, brudnawy buc, od którego nie mogła najwidoczniej uciec (przysięga krwi, dzieciństwo na ulicy, toksyczna matka), już byście o mnie nie usłyszeli., chyba że na kartach Giaura 2. Zarabiałbym wypasem owiec i wyciskaniem oliwek na miłosne gniazdko z lazurowymi okiennicami i całą resztą śródziemnomorskiego romantyzmu. A na urodziny podarowałaby mi milion dolarów - kasę wywalczoną na producentach przymałych staników. Ach, słowem nie wspomniałem o muzyce. Ćwierćnuta, Neurosis.

Mona Dahl
Epizodyczna przyjaciółka Lolity opiera się z omdlewającą kokieterią (a ten Ball Zack - poleca pan?) krotochwilnym zakusom Humberta, ni stąd ni zowąd stosując nauki Ghandiego. Poza zepsutej pensjonarki, soczystej i lubieżnej barwą ust jak wnętrze rozkrojonego skalpelem granatu to jedyna opcja jaka stoi przed nastoletnimi sztywniarami pragnącymi odnieść sukces dzięki grze na pianinie i laptopie. Jeśli słuchacie Soap And Skin tylko dlatego, że istnieje naprawdę, to żal mi was, bo widać nie macie, i wątpliwe czy nabierzecie, pojęcia jak słodko smakują miraże wyobraźni, kiedy w dziele wyparcia rzeczywistości wspiera je kłamstwo literackiej fikcji.

Marion Cotillard
Albo pieje i tęskni albo daje się bić glinom pragnąc dowieść, że nie jest kapusiem. Kiedy nie jest wyfiokowana na modłę epoki wychodzi z niej drugie ja: ukrywająca wulkan frygida zdolna przywrócić czasy rave'ów, odtworzyć debiutancki koncert Massive Attack, wystawić kiermasz bomb na twarzy Pati Yang. Dopiero kiedy gasi papierosa koncert może się zacząć i po jednym spojrzeniu wiecie już, że trafiliście chujowo: pała zemstą. Rozjebie fortepian, bas, a drzazgi będziecie zbierać i za parę wieków, utopione w bursztynie, pochowane po tabernakulum globu, staną się zarzewiem nowych wypraw krzyżowych.

Albertyna Simonet

W poszukiwaniu straconego czasu
uświadamia istotny brak we współczesnej muzyce rozrywkowej - brak balearycznego girlsbandu. Z tego co wiem, zaistniał tylko ten jeden raz, w drugiej części tomu W cieniu zakwitających dziewcząt. Twarzą tej kapelki jest rzecz jasna Albertyna, ale reszta również zasługuje na uwagę. Zresztą jest czas się rozejrzeć - grają pierwsze skrzypce przez 300 rozśpiewanych stron i można powiedzieć, że EMI już straciło krocie opieszale traktując projekt wehikułu czasu, który im podesłałem.

Kim Kardashian
Jak wiele dziewczyn w dziejach Kim wdała się w nieprzystojne towarzystwo. Słynny pornol z Rayem J musiała nakręcić i wpuścić do sieci, żeby nie odstawać od Paris. Ale to porządna osoba, jeśli lubi się wrzaskliwe, ogorzałe świtezianki z tyłkami symbolizującymi trudy portorykańskich przodków na emigracji w Armenii. Aby przekonać się do niej i uwierzyć, że łatwo możemy ją wynająć do zrewolucjonizowania polskiego r'n'b, zobaczcie jak baraszkuje na plaży niedaleko Juraty i z jaką kurtuazją wrzucony przez samą siebie filmik z tego widowiska zatytułowała poetycko In Miami, zamiast zgodnie z prawdą, od której poprzewracałoby się nam w głowach.


Jamie Murray
Wokalistka Sian Alice Group jest do niej trochę podobna, bo nie ma wątpliwości, że to nie Jamie do niej. Uroczy zez. Żmijowaty akcent. Usta, które mogłyby pomieścić cały napis XTRMNTR i ciągle nie przywodziłyby na myśl pochodni i wideł w rękach wieśniaków otaczających chatkę seksownej wiedźmy. Po tym jak pokazała Dexterowi drogę demona, chciałaby nagrać płytę w stylu Dan Deacon meets Black Dice meets Girl Talk meets Avalanches, ale bardziej mroczną albo zaśpiewać na nowym Baroness. Gdyby była na Titanicu, z głowami pasażerów przytroczonymi do pasa i barków przemierzałaby pokłady siejąc kataklizm nie ustępujący morzu. Podobno była raz w Polsce, ale nie chce wracać: tak blisko zamczyska Vlada, a żadnego jego pomnika = dzicz. Jeśli czytaliście Emanuelle wyrwijcie ostatnią stronę i dopiszcie: I w samiutkim korkowym kasku i przepasce biodrowej poszarpanej zachłannymi szponami dżungli, stanęła w końcu twarzą w ryj z królem bestii, który nie spodziewa się jeszcze jak przenapaloną owieczkę podpowiedziała mu schrupać nieokiełznana natura.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz