wtorek, 9 czerwca 2009

Balmorhea - All Is Wild, All Is Silent

Balmorhea
All Is Wild, All Is Silent

2009, Western Vinyl


4.
7


Można przeczytać sobie w Internecie, że najnowsza Balmorhea to już naprawdę wszystko, czego dokonać można w muzyce instrumentalnej opartej na post-rocku. Eee-e, ale ciepło jest, spocić się źle, więc jakieś randomowe kwestie i fajrant, na lody:
  • Na przynależność do post-rocka wskazują orkiestracje i przechodzenie od ciszy do pełnego rozbrzmienia, ale całe to wielkie instrumentarium wydaje się tu być na usługach ideałów folku, szczególnie tego wywiedzionego z Ameryki Południowej i Środkowej. Rejony gorące, parne, ale oglądane z chłodzącego oddalenia - np. z pokładu awionetki - przyciągają wzrok czarnymi krechami lasów namorzynowych.

  • Jeśli nieźle zapowiadający się pod względem epickości kawałek zostaje z nagła i na zawsze przerwany to jest to bardziej literacka fragmentaryczność niż konwencjonalne post-rockowe zejście do ciszy. Brak nawrotu do toku narracji, można interpretować w kontekście atmosfery jasnej aż do oniryzmu prześwietlenia, jako porzucenie notatki sporządzanej w dzienniku podróży na rzecz doznania kolejnej nadarzającej się atrakcji. Zdaje się jednak, że gdzieś już takiego porównania/usprawiedliwienia użyłem. A przede mną ktoś inny. I po mnie ktoś.
  • Czy to Banco de Gaia i tegoż chorobliwie monumentalne zapisy przemieszczania się? Raczej nie - jest bardziej przystępnie, bardziej po dzisiejszemu. W składzie poszerzonym o trzy osoby Balmorhea mogą swobodnie cytować masterów z Tuatary, nawiązywać do Morricone z Misji czy arcydziełek iberoamerykańskiego realizmu magicznego (z racji tropikalnej atmosfery; w momentach wokalizowanych dusznej aż do mistycyzmu), a być może także do Spokes dla przetestowania czy zamknięcie eposu w 2-3 minutach kartkowania rzeczywiście odświeży formułę.
Można by dłużej, ale piwo się chłodzi to nie ma co bredzić, szczególnie, że mamy do czynienia z płytą po prostu: nietuzinkowo przyjemną (łatwą), bezkonfliktową (nic nie wnoszącą) i niezbyt żywotną. Z dotychczasowych pięciu przesłuchań, trzy pierwsze odbyłem taśmowo, bez żadnej przerwy: 1) przetwarzając materiał w pozycji lotosu, 2) paląc papierosa w wietrzne popołudnie na zieleniejącej równinie, 3) oglądając telewizję bez fonii. Jedna nota wyżej dla zmęczonych przesłuchiwaniem pojawiających się w odstępach tygodnia kolejnych epokowych dzieł - dla nich osobnym, silnie wartościującym atraktorem będzie tu bezpretensjonalność. Strzałka, kujony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz