Zbiorczo poniekąd, m.in. o: Neon Indian - Psychic Chasms EP, Ariel Pink's Haunted Graffiti - Grandes Exitos (przydatna antologia: teraz można wybrać sobie z rozsianego po internecie monolitu twórczości Ariela te 5 słuchalnych kawałków i załapać się na polską olimpiadę ustalania definicji popu. Za start w Kangurze trzeba płacić wpisowe, z Arielem można się bawić za darmo. Co za koleś! 'Mistrz', kurwa), Javelin - Jams'n'Jemz, Ducktails - Landscapes, o jednej z siostrzyczek Pocahaunted jako Best Coast - Where the Boys Are, Wavves, Vivian Girls, o przekonywaniu znajomych, że Lightning Bolt grają pop i o innych gównach. Moje credo w temacie napisał już ktoś inny, ale co tam.
Nagraj dużo, naprawdę dużo. Gówna ma być na dwa tygodnie z okładem i tak lajtowe, żeby dało się słuchać w ciepły dzień z rodzicami. Wydawaj co miesiąc cd-ra i taśmę! i dawaj do nich kolorowy link na stronie bez layoutu, a co tydzień, bez względu na porę roku, wakacyjny mixtape! z twoimi wczesnymi fascynacjami. Niech wiedzą, że od dziecka słuchasz idoli i że od dziecka się nie zmieniłeś - nosisz przyklejony uśmiech, oczojebne pidżamy i niewiele od tego czasu przeczytałeś. W wywiadach mów, że jeśli chodzi o muzykę to wszystko jest popem, Bóg słucha popu, wszystkie słyszące stworzenia na Ziemi bezwiednie słuchają popu, więc nie miałeś wyjścia: zrobiłeś pop! Na myspace napisz, że wychowałeś się jednak na czymś zupełnie innym (śmiech) i trudno ci to do końca porzucić, więc starasz się miksować melodie! i obowiązkowy brak spinki z surowymi dźwiękami! (śmiech). Jeśli np. nie grasz popu, nawet nie słuchasz popu, dodaj sobie i tak taga na laście - nic nie kosztuje, a serwisy płytowe jakoś to uzasadnią, żeby móc przyłożyć rękę do lansu i powiększysz swoje szanse na pozyskanie publiki, nie mówiąc już o tym, że możesz zostać ogłoszony znienacka artystą kultowym-już-przecież. Pamiętaj jednak, że jesteś dzieciakiem! z dobrego domu i ludzie się poznają jak za dużo będziesz zmyślać o nocowaniu na cmentarzu.
Twoje lo-fi musi być hi-fi, oni wiedzą, że tatuś kupił ci dotykane przez Madonnę humbuckery pod choinkę. Nie ukrywaj, że studiowałeś/studiujesz. To właśnie sex jak jesteś mądry i jednocześnie czaisz pop. Opowiedz też, jak jeździłeś autostopem po kraju z tymi wszystkimi miłymi i fascynującymi! (aww! damn great, love) ludźmi. Wspomnij o dziewczynie, która olewała cię, kiedy mamrotałeś do siebie najebany (śmiech) w ostatniej spelunie, tak obskurnej i obleśnej, że aż chciałeś tam zrobić pedalską imprezę pod sloganem Girls jednak allowed - we're not so sure yet. Olewała dopóki nie wrzasnąłeś na barmana, że grasz pop, kurwa! Pop. Wtedy przysiadła się do ciebie. Podziękuj do kamery swoim kumplom (śmiech), którzy kazali jej uwierzyć, że nawet facet za grosz nie potrafiący się ubrać może być ciekawy. Przyznaj, że nic z tego nie wyszło, bo masz już narzeczoną. Ale ona za bardzo tego nie rozumie (śmiech) - jest poetką (śmiech). Pokaż im zdjęcie, jak z pobłażliwym uśmiechem kręci głową nad twoja kolekcją pastelowych jamniczków. Na wszelki wypadek wspomnij coś o zwierzętach i że lubisz rzeczy!, takie pulp trochę, żeby ludzie wiedzieli, że akceptujesz w sumie wszystko. No, poza spinaniem się! (śmiech) Coś z tego umiesz? Nie jest ci obce? Masz dystans do siebie? Łap gitakse, stary, jesteś najnowszym geniuszem popu. Nara!
Nagraj dużo, naprawdę dużo. Gówna ma być na dwa tygodnie z okładem i tak lajtowe, żeby dało się słuchać w ciepły dzień z rodzicami. Wydawaj co miesiąc cd-ra i taśmę! i dawaj do nich kolorowy link na stronie bez layoutu, a co tydzień, bez względu na porę roku, wakacyjny mixtape! z twoimi wczesnymi fascynacjami. Niech wiedzą, że od dziecka słuchasz idoli i że od dziecka się nie zmieniłeś - nosisz przyklejony uśmiech, oczojebne pidżamy i niewiele od tego czasu przeczytałeś. W wywiadach mów, że jeśli chodzi o muzykę to wszystko jest popem, Bóg słucha popu, wszystkie słyszące stworzenia na Ziemi bezwiednie słuchają popu, więc nie miałeś wyjścia: zrobiłeś pop! Na myspace napisz, że wychowałeś się jednak na czymś zupełnie innym (śmiech) i trudno ci to do końca porzucić, więc starasz się miksować melodie! i obowiązkowy brak spinki z surowymi dźwiękami! (śmiech). Jeśli np. nie grasz popu, nawet nie słuchasz popu, dodaj sobie i tak taga na laście - nic nie kosztuje, a serwisy płytowe jakoś to uzasadnią, żeby móc przyłożyć rękę do lansu i powiększysz swoje szanse na pozyskanie publiki, nie mówiąc już o tym, że możesz zostać ogłoszony znienacka artystą kultowym-już-przecież. Pamiętaj jednak, że jesteś dzieciakiem! z dobrego domu i ludzie się poznają jak za dużo będziesz zmyślać o nocowaniu na cmentarzu.
Twoje lo-fi musi być hi-fi, oni wiedzą, że tatuś kupił ci dotykane przez Madonnę humbuckery pod choinkę. Nie ukrywaj, że studiowałeś/studiujesz. To właśnie sex jak jesteś mądry i jednocześnie czaisz pop. Opowiedz też, jak jeździłeś autostopem po kraju z tymi wszystkimi miłymi i fascynującymi! (aww! damn great, love) ludźmi. Wspomnij o dziewczynie, która olewała cię, kiedy mamrotałeś do siebie najebany (śmiech) w ostatniej spelunie, tak obskurnej i obleśnej, że aż chciałeś tam zrobić pedalską imprezę pod sloganem Girls jednak allowed - we're not so sure yet. Olewała dopóki nie wrzasnąłeś na barmana, że grasz pop, kurwa! Pop. Wtedy przysiadła się do ciebie. Podziękuj do kamery swoim kumplom (śmiech), którzy kazali jej uwierzyć, że nawet facet za grosz nie potrafiący się ubrać może być ciekawy. Przyznaj, że nic z tego nie wyszło, bo masz już narzeczoną. Ale ona za bardzo tego nie rozumie (śmiech) - jest poetką (śmiech). Pokaż im zdjęcie, jak z pobłażliwym uśmiechem kręci głową nad twoja kolekcją pastelowych jamniczków. Na wszelki wypadek wspomnij coś o zwierzętach i że lubisz rzeczy!, takie pulp trochę, żeby ludzie wiedzieli, że akceptujesz w sumie wszystko. No, poza spinaniem się! (śmiech) Coś z tego umiesz? Nie jest ci obce? Masz dystans do siebie? Łap gitakse, stary, jesteś najnowszym geniuszem popu. Nara!
prawdziwa alternatywa pop. i koniecznie trzeba doceniać madonnę i doszukiwać się 50 nowych powodów dla których ona i jej twórczość są tak niesamowite i piękne.
OdpowiedzUsuńco prawda zdarza mi się słuchać TYCH zespołów ale w gruncie rzeczy mam podobny pogląd.
oj stary, trochę mieszasz. generalnie zgoda, shitgaze straszy, pitch stracił rozsądek itd. Ale trzeba chyba wprowadzić jakieś rozróżnienia, nie? bo inaczej to się wszyscy pogubimy. Pewnie, pozowanie na wyluzowanego króla lo-fi popu jest do dupy, jednak wrzucając do jednego worka Wavves i Ariela Pinka przekreślasz, oparty przecież na słusznych przesłankach, wykładzik. Zasłanianie stylistyką lo-fi niedostatków talentu jest jednoznacznie złe, ale taki Ariel nie ma czego zasłaniać. 5 słuchalnych kawałków uważam za żarcik, bo talent tego kolesia do aranżacji i chwytliwych melodii jest chyba odczuwalny, jakiejkolwiek stylistyki by nie uprawiał. Nite jewel, neon indian- jasne, jadą na znanym koledze, ale zawsze w takich przypadkach najważniejszym kryterium oceny powinna być jakość muzyki, a nie jakaś tam poza i jej chujowość lub nie. Więcej o muzyce, a mniej o jakichś społecznych trendach, bejb. Całuski!
OdpowiedzUsuńNawet przyjmując, że Ariel jest pionierem tego typu grania albo przynajmniej wiodącym realizatorem założeń takiego grania, jedyne kawałki, jakie utkwiły mi w pamięci to te o mnemotechnicznych tytułach (For Kate I Wair, Can't Hear My Eyes, Jules Lost His Jewels, Beverly Kills) i dalej nie ma o czym mówić, bo to już moja sprawa. Z drugiej strony, już bardziej na materiale dowodowym, to, że nie posługuje się zajebistymi dystorcjami nie znaczy, że nie stosuje przesłon: taką jest jednak lo-fi, które kultywuje, taką jest stylizacja na zapomniane, przegrywane z kasety na kasetę dziadkowe hity - z tą atmosferą melodie się łyka tak, jak średnią płytę podczas jazdy pociągiem - połowa nie dociera, więc zdaje się, że jest zajebiście. Głupie porównanie może, ale jednak tak jak Elliott Smith mógł się faktycznie odnaleźć w popie-popie, tak Ariela nie widzę produkującego jakiejkolwiek naprawdę chwytliwej piosenki nie jadącej na 'klimacie'. Ale to takie dywagacje i możemy tak do rana się przekonywać, więc dodam tylko, że zdanie takie mam od kiedy to hype na kolesia był na poziomie obecnej popularności Karla Blau, więc nie jest to reakcja na jakiś kompletnie nowy trend. Dzięki za wymianę spostrzeżeń w każdym razie.
OdpowiedzUsuńCo do wprowadzania rozróżnień - jasne, z jednej strony racja, z drugiej zaś: dlaczego, będąc krytycznie nastawiony, miałbym je wprowadzać, podczas gdy nie kuszą się o to zwolennicy, pozujący momentami na badaczy zjawiska, odkrywając w płytach absolutnie dalekich od popowości, znamiona popu i wartościując podług ich obecności? Gdzie pop tam dobro i tam nasze ego, bo należymy do grupy, która posiadła dar widzenia popu. Łatwo chyba oszukać - wyżej dałem chaotyczną i dość prostacko satyryczną receptę na to. Widać po Pitchu jak działa.
I kończąc: założę się, że, jeśli się takowe pojawią, recenzje nowego Sylviana będą próbowały przedstawić go jako twórcę, który od zawsze był geniuszem popu, bo lans będzie, że tacy młodzi a kumamy całą dyskografię tak starego faceta i jeszcze wpuszczamy go do młodzieżowego, popowego matecznika (taki sam must have każdego gimnazjalisty jak Reich i Eno, haha). Jeśli się to sprawdzi to nastanie kuriozalna i schyłkowa epoka tego trendziku. Całuję namiętnie również :*
No naprawdę piękny post, tyle że następny wpis to wywiad z Air France z pozycji na kolanach - a przez 3/4 artykułu jebiesz rzekomą pozerkę Wavves. Więc trochę brak konsekwencji.
OdpowiedzUsuńco do Lightning Bolt - jasne sieka i czad, tyle że po 4 kawałkach masz dość, w sensie zmula cię i nudzi. przy okazji poleć mi 5 ich kawałków, które będę repeatował
OdpowiedzUsuńco ma Air France do Wavves w temacie mojej konsekwencji?
OdpowiedzUsuńjaki wpływ na urodę danego postu miałoby mieć następstwo postów w ogóle?
szukasz wywiadu, w którym zespół jest na kolanach przed rozmówcą?
dlaczego ktokolwiek miałby repeatować LB? Wracać - ok, ale repeatować?
dobre = repeatowalne?
skąd mam wiedzieć, co zechcesz repeatować, nawet spośród moich tysiąca poleceń?
posyłam pozytywne wibracje!
co do pierwszego pytania -o ile zrozumiałem Twój post - pastwisz się nad pozerką glo-fi/shitgaze czy jak tam sobie to nazwiesz, nad pozowaniem na wariata i wieczne dziecko, nad nazywaniem wszystkiego pop, w końcu nad rzekomą "lajtowością" Wavves czy Neon Indian ("muzyka do posłuchania z rodzicami w ciepły dzień"), a Air France to niby co, są hardkorem? z tego co wiem w swoich setach didżejskich potrafią wprowadzić baardzo złe rzeczy (90s eurodance itd. - bez spinki, wiadomo), więc ta bezpretensjonalna gęba też u nich bardzo jest widoczna - jakoś to Ci nie przeszkadza. Ariel Pink akurat nie zmienił się za bardzo od wczesnych lat 00', kiedy zaczęli go doceniać Animal Collective.
OdpowiedzUsuńzresztą nie odnosisz się prawie w ogóle do muzyki, tylko retoryki używanej przez recenzentów albo i samych muzyków. może to Cię ratuje. ale mnie średnio obchodzi, czy \Wavves są pozerami, ja nawet nie wiem kto tam gra za bardzo. estetyka: brzmienie jak z psującej się taśmy magnetofonowej/duzo oczojebnych kolorów, żeby było wiadomo że to muzyka do posłuchania z rodzicami albo dziewczyną w ciepły dzień/nostalgiczne klipy jak z VHS, kamery 8mm - póki co jeszcze bardzo spoko. i żeby nie było - z tych samych powodów uwielbiam całkiem sporo tracków Air France.
Trochę się minęliśmy i nie mam za wielkiego pojęcia jak wyjaśnić Ci gdzie dokładnie. Nieudolnie spróbuję: porównując (nadal nie wiem po co) Air France z Wavves to ten drugi projekt rozumiem jako 'hardkorowy' jednak. Mam nadzieję, że po tym zdaniu obaj dostrzegamy dziecinadę tej rozmowy :) Ale ok: nie przeszkadza to promować go na bazie mistycznych popowych składników dostrzegalnych pod surowymi, jaskrawymi dystorcjami tylko przez osoby obdarzone darem znajdowania popu. Nie rozpatruję tu pretensjonalności czy bezpretensjonalności czegokolwiek, a jedynie podaję pewną receptę jak ten rzekomy instynkt oszukać nagrywając i sprzedając obowiązkowo szalony, gdzieś tam chowający mierne melodie, pseudo-popowy zlew. Odnoszę się więc do muzyki tylko podkreślając wrażenie, że kilka zespołów/twórców korzysta z tej 'łatwości' krytyków i odbiorców.
OdpowiedzUsuńTen tekst jest prostym pastiszem, satyrą na wyolbrzymioną tendencję objawiającą się m. in. śmieszną nomenklaturą (tagi zaczerpnąłem z recek odpowiednich płyt na Pitchforku) i olimpiadą rozpoznawania popu w jak najmniej popowych rzeczach. Myślę, że to słabe, bo: dlaczego nie szuka się wszędzie metalu? Bo nie jest tak prowokującym słuchanie go i jednoczesne błyszczenie erudycją. Dopiero rzucając cytat z wyrafinowanego Kanta i popędzajac go wersem z prostackiej Rihanny masz ten glam (oba wartościowania wyolbrzymiam, jako brane z powierzchownego, powszechnego oglądu spraw). Rzadko kiedy jest to szczera fuzja zainteresowań, częściej po prostu sposób na recenzencki lans. Sam nie jestem święty.
Nie wiedziałem, że Ariela doceniają Animal Collective. Teraz już wiem, dlaczego powinienem kochać dorobek tego faceta! :) Ale nie lubię Animal Collective. Tak samo jak Beatlesów. I Talking Heads. I masy innych, umówmy się, że esencjonalnych zapewne, zespołów. Wątpię, aby to wyjaśniało cokolwiek, ale pogadaliśmy sobie chociaż. Jeśli jeszcze coś Cię dręczy to strzelaj, "zawsze chętnie poddaję różne rzeczy refleksji", elo :*
Myślę, że w przypadku tej estetyki, albo wlasciwie kilku estetyk/nurtów o zbiegających się zadziwiająco regularnie właściwościach, można mówić o popie, tylko właśnie nie bieżącym chart-popie typu Rihanna, a jakimś wyobrażonym mitycznym, idealnym popie z lat 80, popie który zapamiętałeś z kaset magnetofonowych i VHS na których nagrywałeś teledyski Bryana Ferry i Phila Collinsa. To Ariel Pink opowiada w wywiadach, jak ważnym doświadczeniem było dla niego słuchanie Hall & Oates i oglądanie w dzieciństwie MTV - może mitologizuje. ja tam Bowiego czy Hall & Oates, przefiltrowanego przez lo-fi jestem w stanie się dosłyszeć. albo Nite Jewel i italo.
OdpowiedzUsuńto trochę tak jak tweepop pod koniec lat 80. polegał na idealizowaniu lat 60. i odtwarzaniu "idealnego popu" z tamtej ery czyli naiwności girlgroups/bubbblegum pop itd.
co do Ariela Pinka/Animal - nie chodzi o to, że musisz lubić, tylko o fakt, że wzmianki o freakowskich poczatkach jego kariery pochodą z artykułu o Animalach z Wire, bodajże z 2005 roku, długo przed tym, jak hajp przybrał obecne rozmiary, koleś jest autentyczny (nienawidzę argumentu o autentyczności, to jak chwytanie się przez tonącego brzytwy)
przepraszam, na szybko, i chaotycznie, ale stwierdzilem ze jednak wypada Ci odpisać
jasne, że wypadało. może szybko i chaotycznie, ale wyszedł Ci tekst najbardziej klarowny z dotychczasowych tutaj, bo udało Ci się wyartykułować pozytywną stronę zjawiska, którą tylko niemo przeczuwałem (wskrzeszanie marzenia o...) i pominąłem, aby zaspokoić swoje prześmiewcze ciągoty. dzięki za to, bo teraz cały ten post i komentarze doń pozyskały pewną kompletność. to było konstruktywne nawet i dałeś mi iskierkę wiary w internet.
OdpowiedzUsuńz chart-popem - wiadomo, wziąłem Rihannę tylko jako ordynarnie jasny przykład pewnego zachowania. chyba nawet nie ma potrzeby, abym tak się zastrzegał, ale... nie wierzę w internet aż tak bardzo.
nie ruszę autentyczności Ariela (jeśli to argument tonącego, dyskusja z nim byłaby niepotrzebnym resetem rozmowy) za to powtórzę się: opinię o nim trzymam od 'Doldrums', więc właśnie okolice 2005 i nawet wierząc, że koleś 'robi to naprawdę', trudno mi traktować go inaczej niż jako zabawną (dla mnie) ciekawostkę, materiał na nietuzinkowy hype, a nie interesującego twórcę. teraz, kiedy głębiej kumam motywację takiej sztuki, może kiedyś spróbuję wrócić - w końcu do trzech razy sztuka.
hmm pomyślałem, że płyta Gary'ego Wara "Horribles Parade" pasuje jak ulał do tego, o cZym tu dyskutujemy. oczywiście "Wire" się jara i oczywiście słowem kluczem jest pop.
OdpowiedzUsuń