Ashes Grammar
2009, Mis Ojos Discos
6.4
Na swojej drugiej płycie Sunny Day zdają się nawiązywać do założeń niszowej scenki Beatiful Noise rozkwitłej we wczesnych '90 w Stanach. Chodzi zwłaszcza o przesunięcie rdzenia shoegazu z gitar do ambientu i elektronicznie preparowane noise'u, a z czasem także o rozmiękczenie faktury tego ostatniego aż do dream-, space- i noise-popu. Z inspiracji MBV, Jesus & Mary Chain czy Cocteau Twins wyrosły gitarowe outfity typu Lush, Slowdive, Boo Ridleys czy Ride, a tuż obok także pozbawione szans na popularność, bardziej eksperymentalne, elektronicznie i ambientowo zorientowane projekty (założyciele BN - Alison's Halo czy Loveliescrushing). Miłym zajęciem jest ich wyszukiwanie, jeszcze milszym przesłuchiwanie niekiedy zajebistych wyników ich pracy, jak na przykład całej dyskografii Loveliescrushing - muzy Sunny Day AD 2009. Jeśli nie wiecie czy was to ciągnie przesłuchajcie właśnie Ashes Grammar jako całkiem miarodajny teaser całego tego malutkiego subgenre, odrośli od podręcznikowego shoegaze'u.
Nowe Sunny Day trwa ponad godzinę i składa się z 22 utworów. Bloweyelashwish Loveliescrushing składa się z 20, ich Glissceule z 18, z tylu samo co Xuvetyn. Spora część nowego materiału to miniaturki przypominające radiowe jingle - ograniczone w czasie do niecałej minuty lub niewiele ponad i stylizowane na szkicowość poprzez małą koncentrację oraz poznaczenie zniekształceniami i ślepymi plamkami dziesiątek malutkich drone'ów i glitchy. Sięgając po takie miniformy Sunny Day spełniają chęć kontaktu z tworzywem własnych influences, ale więcej uwagi poświęcają pełnoprawnym, kompletnym piosenkom, które przez większość bezkompromisowych prekursorów takiego grania zostały uznane za zbędne w zwalczaniu ewentualnej monotonii nachalnego natłoku fragmentów. Singlowe Evil, With Evil, Against Evil odświeża barwnym chłodem i zdecydowaniem zaczerpniętymi z Saturdays=Youth. Zaraz potem kolejny hicik - White Witch bezpośrednio linkujące MBV, tuż po intrze złożonym z rytmu łudzącego skojarzeniem z Song 2 Blur. Dalej imponujące Nitetime Rainbows polegające na sekwencji ledwo muskanych ogólników kolejnych genres: jam > shoegaze > pop > house > sampledelia (ok. 03:00) > pop (chórki! od 03:17) > ambient (od 03.40) > trip-hop (od 03:52) > space. Gdzieś na tej bogatej w odniesienia płycie pojawia się nawet bit podróżujący między Shnaussem a Boards of Canada z czasów Twoism. Artystowski eksperyment z dźwiękiem, dekonstrukcja, hałas - cokolwiek 'trudnego' przychodzi na myśl opisali więc na prawie-radiowo zorientowanym szkielecie, czego mocnym przykładem eteryczna symfonia Shy ze smykami równającymi się hookowi. Zawartość jest więc imponująca, ale raczej tylko na papierze. Po kilku podejściach, niezbędnych do ogarnięcia całości, sprawa wydaje się być jasna: ogrywania standardów, choćby i mało popularnych, niesie z sobą istotny pejoratyw - wprawki są potrzebne, potrafią być nienaganne estetycznie, ale brakuje im emocjonalnej siły, są motywowane jedynie sprawdzianem technicznych możliwości stworzenia jak najdoskonalszego, ale tylko falsyfikatu. Stąd zadziwiające, a mając w pamięci debiut tego zespołu wręcz paradoksalne, odhumanizowanie i powierzchowność Ashes Grammar.
Z uwagi na wyjątkowe potraktowanie kwestii shoegaze'u AG może więc być zaskoczeniem dla fana debiutanckiego Scribble Mural.... Poniekąd o takie niespodzianki właśnie chodzi: w 2007 mocne zaznaczenie obecności, w 2008 ostra impreza i niezbyt przemyślane postanowienie noworoczne o stworzeniu w 2009 płyty innej, odtwarzającej pewne inspiracje i dekontekstualizującej je do współczesnej tendencji szybkiego nagrywania i wypuszczania kawałków dających się odczuć jako single, choć zazwyczaj zbyt meandrycznych do samochodowego radia i zbyt wydmuszkowych do skupionego słuchania. Sunny Day reanimują więc na moment jeden z ciekawszych i mniej znanych obszarów muzyki rozrywkowej mieszając go z najbardziej aktualnymi odniesieniami, ale ze śladową dozą inwencji. Nawet, jeśli opracowuje się pomysły innych w sposób zachęcający do przeniknięcia ku źródłom, pozostaje się odciętym od podium, które bezsprzecznie należy się debiutowi, w zestawieniu z sofomorem rozpalającym i o wiele wyraźniej wolnym od sztucznych wspomagaczy żywotności.
Nowe Sunny Day trwa ponad godzinę i składa się z 22 utworów. Bloweyelashwish Loveliescrushing składa się z 20, ich Glissceule z 18, z tylu samo co Xuvetyn. Spora część nowego materiału to miniaturki przypominające radiowe jingle - ograniczone w czasie do niecałej minuty lub niewiele ponad i stylizowane na szkicowość poprzez małą koncentrację oraz poznaczenie zniekształceniami i ślepymi plamkami dziesiątek malutkich drone'ów i glitchy. Sięgając po takie miniformy Sunny Day spełniają chęć kontaktu z tworzywem własnych influences, ale więcej uwagi poświęcają pełnoprawnym, kompletnym piosenkom, które przez większość bezkompromisowych prekursorów takiego grania zostały uznane za zbędne w zwalczaniu ewentualnej monotonii nachalnego natłoku fragmentów. Singlowe Evil, With Evil, Against Evil odświeża barwnym chłodem i zdecydowaniem zaczerpniętymi z Saturdays=Youth. Zaraz potem kolejny hicik - White Witch bezpośrednio linkujące MBV, tuż po intrze złożonym z rytmu łudzącego skojarzeniem z Song 2 Blur. Dalej imponujące Nitetime Rainbows polegające na sekwencji ledwo muskanych ogólników kolejnych genres: jam > shoegaze > pop > house > sampledelia (ok. 03:00) > pop (chórki! od 03:17) > ambient (od 03.40) > trip-hop (od 03:52) > space. Gdzieś na tej bogatej w odniesienia płycie pojawia się nawet bit podróżujący między Shnaussem a Boards of Canada z czasów Twoism. Artystowski eksperyment z dźwiękiem, dekonstrukcja, hałas - cokolwiek 'trudnego' przychodzi na myśl opisali więc na prawie-radiowo zorientowanym szkielecie, czego mocnym przykładem eteryczna symfonia Shy ze smykami równającymi się hookowi. Zawartość jest więc imponująca, ale raczej tylko na papierze. Po kilku podejściach, niezbędnych do ogarnięcia całości, sprawa wydaje się być jasna: ogrywania standardów, choćby i mało popularnych, niesie z sobą istotny pejoratyw - wprawki są potrzebne, potrafią być nienaganne estetycznie, ale brakuje im emocjonalnej siły, są motywowane jedynie sprawdzianem technicznych możliwości stworzenia jak najdoskonalszego, ale tylko falsyfikatu. Stąd zadziwiające, a mając w pamięci debiut tego zespołu wręcz paradoksalne, odhumanizowanie i powierzchowność Ashes Grammar.
Z uwagi na wyjątkowe potraktowanie kwestii shoegaze'u AG może więc być zaskoczeniem dla fana debiutanckiego Scribble Mural.... Poniekąd o takie niespodzianki właśnie chodzi: w 2007 mocne zaznaczenie obecności, w 2008 ostra impreza i niezbyt przemyślane postanowienie noworoczne o stworzeniu w 2009 płyty innej, odtwarzającej pewne inspiracje i dekontekstualizującej je do współczesnej tendencji szybkiego nagrywania i wypuszczania kawałków dających się odczuć jako single, choć zazwyczaj zbyt meandrycznych do samochodowego radia i zbyt wydmuszkowych do skupionego słuchania. Sunny Day reanimują więc na moment jeden z ciekawszych i mniej znanych obszarów muzyki rozrywkowej mieszając go z najbardziej aktualnymi odniesieniami, ale ze śladową dozą inwencji. Nawet, jeśli opracowuje się pomysły innych w sposób zachęcający do przeniknięcia ku źródłom, pozostaje się odciętym od podium, które bezsprzecznie należy się debiutowi, w zestawieniu z sofomorem rozpalającym i o wiele wyraźniej wolnym od sztucznych wspomagaczy żywotności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz