środa, 9 grudnia 2009

5.0's, pt 5

Lekko rozszerzona wersja od dawna nieobecnych 5.0's.

Orchid
Driving With a Handbrake On

2009, Gusstaff Records / Sonic Records


Kiedy piosenka z DWaHO zmierza w stronę popu ktoś zaczyna grać stary, dobry rock. Kiedy ktoś postuluje grać teraz rocka, w połowie kawałka jego przeciwnik próbuje wymóc kompromis i chociaż zabarwić kawałek popem. Kiedy wokalistka zaczyna być rozpoznawalna i można zacząć spodziewać się lansu, skromni i staromodni członkowie zespołu wydają się hamować, aby z niego nie skorzystać i pozostać wiernymi ideałom sierpnia. Efektem tych pokrętnych strategii okazał się dziwny brak recenzji z prawdziwego zdarzenia i zastygnięcie w niepewnym rozkroku, którego chybotliwość spływa z płyty na odbiorcę każąc mu wierzyć, że nie słucha niczego ważnego - demka, cd-ra, streamu z myspace, ale na bank nie debiutu poważnego zespołu, w kontekście którego przez kilka sekund tu i ówdzie szeptano w kategoriach Grunwaldu.

Mark Eitzel
Klamath

2009, Decor


Osiem lat temu Eitzel wydał Invisible Man i chyba stanęło na tym, że to jego największe dzieło. W kilku miejscach można znaleźć niepewne zachęty do przesłuchania Klamath, ale zdaje się, że pochodzą z wyrzutów sumienia i sentymentu. Eitzel to mocny gracz w swojej lidze i kiedy rzuca nowy album trudno bez skrępowania narzekać, ale też i coraz trudniej cieszyć SIĘ. Sytuacja jest podobna jak z tegorocznym wydaniem wcześniej niedostępnych kawałków American Analog Set: super, odświeżenie tego świetnego zespołu wydaje się potrzebne, ale pozostaje pytanie: kto tego posłucha i doceni w dobie tysiąca chorych płyt zdobywających mimo wszystko pierwsze miejsca na listach rocznych zwykłych zjadaczy przecież chleba? Kto nie ryzykuje i nie eksperymentuje ten się nie adaptuje i ginie ten. Prosta prawda, ale pewnie sami wiecie, jak trudno ją sobie czasem przetłumaczyć. Można dalej robić po cichu swoje i wszyscy będą was lubić, ale problem jest taki, że w was samych coś już będzie nie tak. Spojrzycie na siebie pewnego dnia i będziecie zmuszeni powiedzieć sobie, że gdzieś tam kiedyś zabrakło wam jaj. Domyślam się, że to boli i sporo do empatii dokłada mi, z całą dla niego sympatią, właśnie nowy Eitzel, kucający przy własnej drodze twórczej, aby z rezygnacją ciąć się po pupie czymś ostrym.

Crippled Black Phoenix
200 Tons of Bad Luck

2009, Invada


Z całego serca polecam tę płytę. Jest to bezsprzecznie Embryonic post-rocka z przybudówkami po dach zajebanymi oldschoolowym rockiem jak szopa dziadka papierówką. Jak pisze jeden z klientów Amazon: epic soundscapes with a dark, unsettling beauty; these are mournful, prog-folk stoner tunes with a narcotic morbidity. Like Pink Floyd meets Nick Cave. I jest tutaj nawet klasyk formuły: podniosły monolog, któremu akompaniują skradające się, narastające gitary. Jest kilka eksplozji, parę pasm transu, masa konkretnego rocka z lekko barowym, męskim wokalem. Problem jest jeden: po czwartym przesłuchaniu człowiek zaczyna się zastanawiać po co właściwie słuchał tego czwarty raz. Ale! dla miłośników gatunku pozycja nieodzowna, a i fani Modest Mouse lub Temple of the Dog znajdą tu coś dla siebie.

Andy
11 piosenek

2009, Universal


W jakim wieku dziewczyna staje się kobietą? Czy 40stki tworzące zespół to ciągle girlsband? Chyba tylko dlatego, że więcejsylabowy przedrostek zaburzyłby nośność sformułowania. Nieważne. Mimo, że sama idea jest wspaniała i jestem jej fanatykiem, przyznajmy: nikt nie musi 11 piosenek słuchać, żeby wiedzieć jak i co Andy grają. Dlatego gnębi tak naprawdę parę jedynie spraw doraźnych: jak można było tak zjebać Złote rybki - ten wspaniały, dziewczęcy, naiwny, łobuzersko elegancki utwór? Dlaczego coś się stało z tempem, coś się stało z rezygnacją i wyrzutem? Ze zjadliwą ironią tego podobno tak dobrze mnie znasz? Jak można było zaprosić do pisania tekstów Pawła Dunina-Wąsowicza? Przecież to obleśne i żadna kobieta nie powinna się do tego posuwać. Dlaczego tak mało instrumentalnej naiwności? Tych outr, które przecież wszystkim super gra się po pijaku i nie trzeba wiedzieć co to gitara. Co z polskim Electrelane? Może i nie jestem gentlemanem w tym momencie, ale kręcę nosem i to nie zawoalowanie. Skąd ta śmiałość niby w parciu pod prąd savoir-vivre'u? Wszyscy byli przygotowani na tę śmierć, nie zaprosiliśmy księdza, dlatego wszystko stało się tak szybko i nie ma już o czym rozmawiać, co wspominać.

Tyondai Braxton
Central Market
2009, Warp


Jako mistrz cierpliwej kontemplacji potrafię znieść wiele, ale Central Market to już skomasowana porcja kryptonu. Nie polubiłem Battles, nienawidzę Brakstona. Wszystko, czego w muzyce nie cierpię jest tutaj: radość, orkiestra, formalizm, sterylność, defibrylujący i deflorujący sam siebie intelektualizm, ciążenie ku syntezie masy przaśnych gówien w dział Ikei z wyposażeniem gabinetów stomatologicznych. W Człowieku demolce Stallone trafia do przyszłości i odwiedza kibel. Odkrywa, że nie ma w nim papieru tylko jakieś pastelowe muszelki, których zastosowania nie potrafi rozgryźć. Ilekroć mam do czynienia z taką płytą czuję się podobnie. Rozumiem kształt, domyślam się celu i akceptuję jego ewentualny brak, ale nie potrafię się z tym wszystkim zgodzić na gruncie filozofii: nadawanie papierowi toaletowemu nowej formy jest tylko pełnym hipokryzji wciskaniem pauzy w jedynym dążeniu, które naprawdę powinno nas interesować: wyeliminowaniu samego srania.

6 komentarzy:

  1. elo,
    lubie to!!!

    jesli nie znasz, to posluchaj sobie chlopaku Daniel Land & The Modern Painters i Church - Song Force Crystal!
    a kiedy bedzie bez sluchania II?

    buziaczki,
    paris

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie polskie Electrelane? Przecież one mają tylko 1 numer w tym klimacie. Zajebiście go zagrały na ostatnim Offie.

    Wokal jest źle ustawiony, "Broniewski" zjebany, jak ja w poniedziałek.

    W sumie posłuchać można, ale lepiej, jakby dziewczyny wydały foto-album.

    No, ale plus jest taki, że znalazłem drugą osobę, która ie polubiła Battles.

    OdpowiedzUsuń
  3. @paris: elo, nie znam, ale może poznam przy Twoim boku? puścisz jak już mnie zaprosisz. a nowe 'bez słuchania' będzie chwilę przed morderstwem karpia. wypatruj znaków xoxo

    @ Drogi Marcinie, znam jeszcze dwie osoby, które nie lubią Battles. Jedna z nich sprowadziła sobie ich płytę zza granicy i bez odfoliowania wrzuciła do tej budki Czerwonego Krzyża. Nie wiem do kogo album trafił, ale prawdopodobnie jego fizyczna powłoka została jakoś bardzo utylitarnie wykorzystana albo wymieniona na crack i chuj Battles w dupę. O polskim Electrelane tak sobie rzuciłem (ściągnąłem skądś zresztą podświadomie), bo zdało mi się to stwierdzenie inspirująco absurdalnym, nawet jeśli uznamy, że 'ten jeden kawałek' się liczy. Z foto-albumem też bym nie przesadzał, jeśli będziemy pamiętać np. o tym, co się dzieje na niektórych stronach ostatniego numeru Zwierciadła (pierwszy od lat zalew *pięknych* Polek).

    OdpowiedzUsuń
  4. yo dog, co robisz w sylwestra? spedzasz go z nami w domku ze sniegiem i spiewasz last christmas i gave you my heart?

    OdpowiedzUsuń
  5. w ciagu 2tygodni moj nowy apartament bedzie wykonczony i gotowy na przyjmowanie gosci, wtedy oczywiscie zapraszam i juz szykuje karkolomna playliste. glownym kryterium bedzie max 12 000 sluchaczy na last.fm oraz estetyka okladki. art of fighting i kunek lapia. nie mam pomyslow co jeszcze, ale bedziemy sluchac do upadlego.

    czy masz dready?

    xxx

    OdpowiedzUsuń
  6. nie no dziewczyny... jakie i gave you my heart? gdzie kurwa yellow submarine? gdzie dramenbejsy? gdzie 'Disintegration'? nie będzie śniegu tej zimy. dready i last sprawiają, że póki co paris prowadzi. zabiegajcie. zdecydują ulubione bukiety kawowe, go!

    OdpowiedzUsuń