środa, 7 kwietnia 2010

CocoRosie - Grey Oceans + Hatakeyama - A Long Journey

CocoRosie
Grey Oceans

2010, Sub Pop


2.3


Koszmarne wokale stetryczałych dziewczynek to jedno, drugie to absolutny brak odwagi, a przecież śmiałość charakteryzowała kiedyś debiuty. CocoRosie miały i barok, i hop-hop, i pukanie łyżką w garnek, ale najważniejsze, że filtrowały obowiązujące trendy przez własne zainteresowania, sugerując, że poza muzyką jest coś jeszcze za co można by je lubić. W tej najnowszej wersji rozsiadły się w 2006 roku, jak zmęczone dźwiganiem zniczy baby na cmentarnej ławce. Nie chodzi przecież o to, że na Grey Oceans są słabe piosenki, że pojawiły się płyty swobodniej poruszające się po estetyce, że nie ma tellurycznych melodii na synkopie, perypatetycznych harmonii, kwintowe akordy nie ulegają progresjom katatonicznym, brakuje klimatu i chemii. Nie chodzi o to, że gdzieś jest lub już było lepsze Grey Oceans. W ogóle nie chodzi o muzykę. Chodzi o to, że znamy lepsze całe gatunki oraz podgatunki i znamy je en masse. Nie można nudzić się aż tak, żeby zacząć interesować się, eufemizuję, śmieciami, odpadkami. Czy w ogóle jeszcze istnieją fani CocoRosie, cherubinka upadłego do jednej trumny z White Stripes? Może i by się ujawnili, gdyby CocoRosie nie pajacowały, pośpiewały jak ludzie, zrobiły więcej normalnych bitów, takich jak w ratującym płytę od pały R.I.P. Burn Face, a mniej szwendały się po rejonach upokarzających minimalnie osłuchanego odbiorcę, jak dzieje się to we wstydliwym utworze tytułowym. Siara. Jezu, jak się wstydziłem słysząc to.

Chihei Hatakeyama
A Long Journey

2010, Home Normal



3.4







3 komentarze:

  1. Krótka recenzja tej płyty dostępna jest na blogu Informator Kulturalny:
    www.informatorkulturalny.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. LOL
    to świetna płyta. o gustach się nie dyskutuje, ale o poziomie recenzji można.
    poziom recenzji oceniam na niski.

    OdpowiedzUsuń