środa, 4 lutego 2009

Margaret Atwood - Wynurzenie

Margaret Atwood
Wynurzenie
(Surfacing)
Warszawa 1987



9.5





Wydano tę książkę oryginalnie w 1972, i mimo dość niejasnego dla współczesnego polskiego czytelnika tła historycznego i obyczajowego, jest cenną pozycją, jako że winduje o jeden stopień bliżej rozwiązania dylematu: czy Atwood stosuje uparcie narrację pierwszoosobową, bo opisuje wydarzenia powiązane ze swoją biografią? Jej jedyna stricte powieść sci-fi (Oryks i derkacz) stanowi jednocześnie powieść najsłabszą (Opowieść podręcznej kwalifikuję raczej jako fikcję polityczną/socjologiczną czy dystopię). Więc być może wszystkie te historie to prawda albo przynajmniej jej cienie, co świadczyłoby o tym, że życiu możemy zadać jednak więcej interesujących pytań niż astronomii, fizyce i chemii organicznej. Nawet na podstawie takich ulotnych wrażeń można jednak zaryzykować stwierdzenie, że bohaterka Wynurzenia to alternatywna wersja czy raczej prototyp dorosłości młodej Elaine Risley z późniejszego Kociego oka.

W Kocim oku Elaine zostaje malarką i zaklina w obrazach wspomnienia ze swoich pierwszych przyjaźni, będących niestety długotrwałą katastrofą, w której jedyną ostoją okazywała się szklana kulka. Hipotetyczna Elaine z Wynurzenia (bohaterka nie ma tu imienia) to ilustratorka książek, która zabiera przyjaciół do domku, w którym dorastała. W tym właśnie domku po raz ostatni widziano jej ojca, zdziwaczałego trapera. Bohaterka Atwood to zdystansowana, wycofana w głąb siebie kobieta. Typowo dla tej pisarki, nie można powiedzieć, aby jej postacie miały się dokąd wycofywać: w sercu też nic nie ma. Główne postacie Atwood to lalki o wiele bardziej niż postacie drugoplanowe, które chwilami narzucają się ze swoją mięsistością, głodem, odczuwaniem potrzeb. Pierwszoplanowi, ci, z którymi obcuje czytelnik najwięcej, to manekiny wodzące po swoim ciele dłońmi i dziwiące się, gdy palec znienacka zawadza o pępek, skazę tak zbędną, jak nie przymierzając pochwa lub penis. Nie jest to więc żadne jędrne i mroczne
écriture femine, ale raczej kobiecość sucha, obserwująca świat zza zasłony swojej nierozumianej fizyczności, choć przyznać trzeba, że pozostaje przewrotnie motorem dekonstruowania patriarchalnego świata, coraz bardziej zatracającego przez wpływy cywilizacji możliwość prześledzenia swojej pępowiny i dotarcia do sił definiujących mężczyznę przez coś więcej niż obsługę ekierki przy mierzeniu sobie kutasa z kolegami.

Poszukiwania ojca prowadzą bohaterkę Wynurzenia ku odkryciu prawdziwej motywacji obrania zawodu, prawdziwych przyczyn, dla których sypia z mężczyzną, z którym nie chce sypiać, a Tamten odszedł zabierając jej dziecko. Taką mniej więcej miałką akcję-introspekcję zapowiada Wynurzenie dopóki jego akcja toczy się w granicach cywilizacji. Poszukiwania ojca podarują jednak wspaniały dodatek: tatuś był niezwykłym człowiekiem, który nigdy nie ustał w swojej pracy z naturą, i zaraził tym swoją córkę. Wraz z zetknięciem z przeszłością, jeziorem i lasem jej oczy wywracają się na stronę odpowiedzialną za pierwotne postrzeganie rzeczywistości. Tym razem ścieżki ojca przecięły się z przedhistorycznymi indiańskimi symbolami przedstawiającymi m.in. ducha kanadyjskich kniej. Mniej więcej w momencie natknięcia się na malunki, bohaterka odkrywa, że jest w ciąży. I jest to wspaniała niepewność: czy Atwood pozwoliła sobie na postać zapłodnioną przez demona lasu? Nie. To tylko po raz kolejny kobieta, która się zmienia, bo wie czym jest zmiana i po co istnieje.


Po rozstaniu z przyjaciółmi bohaterka Wynurzenia ukrywa się w lesie w pobliżu swojej chatki jedząc chwasty, sypiając pod drzewami, rozmawiając z liśćmi i rozwijającym się w brzuchu embrionem. Jej przemiana jest brutalna, bolesna i brudna jak narodziny. Tyle, że konieczna: jej codzienne ja, ego operacyjne, nie byłoby w stanie odnaleźć ojca, prześledzić jego ścieżek. Żeby czegoś dokonać należy czasem zaufać innej osobie, a jeśli boisz się lub jesteś zbyt dumna żeby się komuś powierzyć, wykształć ją w sobie. Niech idzie obok ciebie albo sama nią bądź. Jeśli ci się spodoba zostań nią na zawsze – po co ci słabe, bezużyteczne ludzkie self, jeśli masz do wyzwolenia potężne, potężne id? Na tym właśnie polega sugestywna i charyzmatyczna przemiana, pokazywana przez Atwood w kontekście staroindiańskich malowideł i kanadyjskich lasów, o których wpływie na psychikę krążą legendy.


Podobnie jak Zły charakter Jean Stafford (opowiadanie relacjonujące walkę z nieznośnym bólem prowadzoną przez całkowicie sparaliżowaną kobietę), także Wynurzenie, ponad resztą dorobku Atwood, ogarnia swoim zdecydowaniem i stanowczością. Dylematy stawiane przed bohaterką, to oczywiście także dylematy czytelnika, ale podnieść rękę i zaproponować alternatywne rozwiązania to robota dla prawdziwych twardzieli. Być może jest tak dlatego, że Atwood, która ma obecnie około 70 lat, to kobieta w starym stylu: wyczuwalny jest drobny grymas niechęci, kiedy wprowadza na scenę mężczyzn nie wstydzących się swojej słabości, tłumaczących się, jąkających. Aktualny partner bohaterki Wynurzenia budzi litość (a litość to zbrodnia), podczas gdy występujący w retrospektywach jej pierwszy mąż, kawał chuja, ale twardego, otoczony jest swoją męskością jak lekkim nimbem, który nigdy nie zniknie i po wielokroć huczeć będzie w głowie bohaterki raniącym do krwi: nie potrzebuję ciebie, ani żadnej innej kobiety, wystarczy mi chusteczka umaczana w ciepłej wodzie. Nie ma innej drogi dla Atwood niż modlenie się o więcej siły. Kto pragnie usunięcia przeszkód nie zasługuje na to, żeby żyć.


Być może za mało jest w tej książce fascynującego i oryginalnego, kobiecego szamanizmu – poszukiwania na drogach, w których istnienie nie wierzą symbolizujący nowoczesną cywilizację przyjaciele bohaterki oraz napotkani na jeziorze Amerykanie dręczący dla sportu zwierzęta. Być może za mało także sygnalizowanego tu i ówdzie na poziomie reminiscencji, zainteresowania seidem, transem uzyskiwanym bez pomocy atrybutów, a mającym na celu tzw. powrót z wiedzą otrzymaną od duchów, np. na temat sposobów radzenia sobie z chorobą. czy lokalizacji zaginionego Jednakże gdyby proporcje były odwrotne trudno byłoby odczuć obecną tu metafizykę jako coś naprawdę niezwykłego. Atwood opisuje ostatecznie magię bardzo praktyczną, intuicyjną, czary, które dzieci, chorzy i niepełnosprawni wykonują ot tak sobie poprzez prosty krok przeskoczenia piekła kultury. Superego bohaterki Atwood to nie podręcznikowo Freudowskie pole starcia self z nakazami społecznymi, ale po prostu super ego, ja rozwinięte, skoncentrowane, waleczne. Dziewica i potwór w jednym. Co interesujące: moc otacza bohaterkę stopniowo, napięcie jest budowane w Wynurzeniu jak w filmach o Wielkiej Stopie albo psychopacie zakradającym się przez las. Nie ma jej nigdzie tam, gdzie koncentruje się uwaga czytelnika, jest zawsze na peryferiach widzenia czepiając się jak ognie św. Elma, drzew, krzewów, belek pomostu i chaty, żeby w końcu upostaciowić się najbardziej, bo w ciąży.


Tajemniczość atmosfery odbija kontrastowo, nawet podana w małych porcjach, od obrazu kontrkultury obecnej w Kanadzie '60. Śmieszne projekty przyjaciół bohaterki, silny makijaż Anny, bez którego jej maż nie chce jej oglądać, mijane po drodze do chatki billboardy, odwieczny konflikt mentalny Kanadyjczycy-Amerykanie, palenie trawy... Czym jest to wszystko przy wspomnieniu ojca samodzielnie karczującego pół lasu żeby odsunąć swoją rodzinę od wpływów wojny? To właśnie z takiej tradycji ludzi, którzy sobie radzą, pragną sprostać przyrodzonej sobie roli, wypływają metody bohaterki wynurzenia, odległe od kontestacji cywilizacji i jej wygód, a bliskie nadania najwyższego priorytetu aktualnemu celowi, aktualnej narracji, bez której życie wyglądałoby jak poszatkowane, pełne luk, na które tylko czekają słabi partnerzy i niezbyt satysfakcjonujące zajęcia, żeby móc umościć się w nich i już zawsze prześladować jako balast, łańcuch, wrzód na dupie.

Warto sięgnąć, szczególnie, że chodzi na allegro w okolicach 5 zł. Nie czytałem, jeśli są, innych tłumaczeń niż tego Plakwicz i Poniatowskiej, które intuicyjnie oceniam jako bardzo dobre, bo udatnie odhumanizowane, absolutnie oszczędne i dalekie od stereotypowo kobiecej kwiecistości. Styl Atwood, zdystansowany i hermetyczny, może początkowo sprawiać problemy, podobnie jak odzwierciedlające go bohaterki, ale warto przywyknąć i sięgnąć po resztę jej utworów, szczególnie, że pani jest poważną pretendentką do nagrody Nobla, szybko się czyta, a poza Kocim okiem wszystkie jej propozycje są raczej niewielkie objętościowo. Aż wstyd być pierwszym, który coś więcej o tej książce napisał, przynajmniej jeśli chodzi o polski Internet.


trochę na temat na biblionetce :
Szczuka o Opowieści podręcznej

I krótki fragment:

Wołam go „Tato”.
Odwraca się w moją stronę, lecz nie jest to mój ojciec. Jest to coś, co on widział; to, co można spotkać, gdy za długo przebywa się samotnie.

Nie boję się, strach przed tym naraziłby mnie na niebezpieczeństwa; patrzy na mnie przez jakiś czas swoimi żółtymi oczami,
oczami wilka, beznamiętnymi, lecz łagodnymi jak oczy zwierząt uchwycone nocą w światłach samochodowych reflektorów. Nie czuje do mnie sympatii, nie czuje antypatii; mówi, że nie ma mi nic do powiedzenia, jedynie to, że jest.
Następnie odwraca głowę, dziwnym, niemal kalekim ruchem; nie jest mnie ciekaw, jestem częścią pejzażu, mogę być wszystkim, drzewem, szkieletem jelenia, kamieniem.
Teraz rozumiem, że to coś nie jest moim ojcem, jest tym, w co się zamienił. Wiedziałam, że nie umarł.


Z jeziora wyskakuje ryba.

Wyobrażenie ryby wyskakuje.

Wyskakuje ryba, ryba rzeźbiona w drewnie, z bokami malowanymi w kropki, nie, rogata niby-ryba namalowana czerwoną farbą na skale, duch opiekuńczy. Nieruchomieje zawieszona w powietrzu, żywe ciało zamienione w ikonę, znów przybrał inny kształt, powrócił do wody. Ileż to kształtów może jeszcze przybrać?

Obserwuję ją z godzinę lub więcej; nagle spada i ożywa, rozchodzą się kręgi, jest znów zwyczajną rybą.
Zbliżając się do ogrodzenia widzę ślady stóp, jedne obok drugich, odciśnięte w błocie. Zaczynam oddychać szybciej, więc to prawda, widziałam go. Ale ślady są małe, mają palce; włożywszy w nie nogi widzę, że są moje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz