Here We Go Magic
2009, Western Vinyl
6.0
Jestem chory, a kiedy leżę podduszony maligną i śnię w html, nie spodziewam się żadnego towarzystwa. Tylko stary skład: ja, Lazer Guided Melodies i Philophobia. Here We Go Magic przedarło się jakoś do naszych okopów i warto by napisać o ich debiutanckim s/t dużo więcej, ale naprawdę przetłuszczone włosy, boli staw. Także pokrótce wskażę może, co mnie najbardziej zabawiło. Mianowicie trzeci w kolejności, trochę niepozorny utwór zatytułowany Ahab. Na tle plemiennej, transowej reszty, odznacza się niesamowitym wyczuciem postawy to-be-like-Sea And Cake. Przyjemnie się słucha takiego jasnego, easy-listeningowego groove'u z wiszącym nad podświadomością symbolem obsesyjnego wilka morskiego ścigającego po morzach bestię, która wbiła go w kalectwo. Nie wiem co teraz robi Melville, ale mógłby się zdrowo uśmiać: po niemal 160 latach jego najbardziej obłąkany bohater dostał się do tytułu najbardziej prostodusznego (i to o podejrzanie afro-beatowym ciągu) utworu na płycie jakiejś tam kapelki.
Te kawiarnie, Starbuck's, też wzięły nazwę od bohatera Moby Dicka. Od tego, który w sumie jako jedyny przeciwny był od początku planom Ahaba. Wynikałoby z tego, że sieć kawiarń to właśnie to miejsce, którego szukacie, jeśli chcecie stać po stronie zdrowego rozsądku, ocaleć z pożaru intelektu etc. Do tych kawiarń Here We Go Magic też jest trochę podobne: niektóre elementy powtarzają się, której filii by akurat nie wizytować. Praktycznie każde Starbuck's ma ladę, parę automatów do kawy i Polaka z miotłą, i praktycznie każdy kawałek na HWGM opiera się w jakiś sposób na repetycyjnym, silnie hipnotyzującym elemencie: od sprężystych gitarek przypominających motyw pełzający po dnie Eye of the Tiger, po kraut-rockowe nabicia znaczące kolejne wejścia przejrzystego wokalu. Bez trzech ostatnich kawałków to byłaby naprawdę niezła płyta, ale te 12 minut tam niestety jest i można się w ich sercu obudzić bez harpuna pod poduszką. Trzecia najgorsza rzecz jaka może spotkać mnie w muzyce to ponad 10 minut wysokich, glitchowatych tonów pozujących na ambient-w-rękach-gitarowców (pokroju ohydnego We Fight For Diamonds na ostatnim Cut Copy).
Fajna, new age'owa płyta, jeśli ktoś nie ma dość Cut Copy i czuje, że zrobi go wersja more-psycho, trochę korespondująca z Evangelicals i Animal Collective. Osobiście obstaję przy Melville'owskim Moby Dicku i Onej Ridera Haggarda, jako niepodważalnie bardziej konstruktywnych zabijaczach czasu. Nie ma to jak dobra przygodowa książka z tajemniczymi lokacjami, o których można marzyć i w 20 lat później. Gdzie muzyce do czegoś takiego?
myspace
Filip, nie myślałeś zrobić podobnej strony, ale o książkach? (wiem że jest sesja, też ją mam i wiem, że nie można się rozdwoić i że oprócz czytania, pisania i słuchania jest normalne życie ;-)) ... ale może kiedyś?
OdpowiedzUsuńaloha
Niekiedy pojawia się taka pokusa. Czytam sporo książek, o których nie mam jak się wypowiedzieć, a wypowiadanie się znacząco pobudza mi mózg, więc całkiem możliwe, że za jakiś czas coś tam napiszę. Ale raczej w ramach tego bloga, ostatecznie nie przypisałem mu trwałego profilu. Zastrzeżenia jednak: a) literatura jest dla mnie ważniejszym źródłem doznań niż muzyka, więc może się zrobić uwolnijksiazke.pl, b) mogę na luzie przyjąć na klatę, że nie znam się na muzyce, z kolei zarzuty o pisanie bzdur nt. literatury mogłyby nie przyjść mi tak łatwo. Dzięki za sugestie 'jednakowoż' :) Pozdro!
OdpowiedzUsuńZarzut iż student polonistyki nie zna się na literaturze byłby cokolwiek dziwny, nie uważasz? ;) A zgodze się, że książka potrafi bardziej działać niż muzyka. Myślę, że bardzo niedocenione są pod tym względem lektury, które są "be" tylko dlatego, że są lekturami... (vide-lalka, proces, zbrodnia i kara, mistrz i małgorzata i wiele wiele innych) a poezję Pan lubi czy prozę raczej?
OdpowiedzUsuńJuż widzę jak siadam i sobie zaczynam pisać o 'Procesie'. Rozumiem, że polonistka w twoim gimnazjum jest aktywistką znudzoną sztampą programu, a ty szukasz nowatorskiej ściągi, żeby móc ją olśnić swoim mózgiem i mieć dorosłą koleżankę. Nie cierpię czytać i doświadczać poezji, lubię ją tylko analizować. Miłego dnia
OdpowiedzUsuńYy.. nie, źle rozumiesz. a) ominęła mnie patologiczna reforma z gimnazjum; b) skąd pomysł że szukam "nowatorskiej ściągi"?; c) nie chcę nikogo "olśniewać swoim mózgiem", a napewno nie potrzebuję do tego twoich interpretacji. Po prostu lubie te książki i mam do nich sentyment.
OdpowiedzUsuńd) w jaki deseń miał być twój komentarz? miał mnie obrazić? obnażyć coś? bo już nie wiem...
Nie, nie! Można było odczytać moją wypowiedź jako napastliwą przez to 'rozumiem, że' na początku - nieadekwatne użycie. Zwracałem się do takiego wyimaginowanego ty gimnazjalnego, któremu przydałby się taki blog w stylu uwolnijksiazke.pl, takie widzenie oczami wyobraźni. Chyba i tak nie wytłumaczę tego skrótem myślowym, więc namawiam do 'było-minęło', sztama? Jestem lekko zażenowany ew. dwuznacznością moich tekstów :) Ten akurat nic nie miał zrobić. Na dowód mogę tylko wspomnieć, że wcześniej pojawiło się info o tym, że studiujesz.
OdpowiedzUsuńTylko proza sprawia mi przyjemność, i jeśli miałbym napisać o jakiejś książce to zacząłbym od Magaret Atwood - Wynurzenie. Znajoma pani?
Spoko. W końcu w Internecie każdy jest anonimowy.. ;-P
OdpowiedzUsuńTak, znam tę panią z opowiadań. Ale tej książki, o której Ty piszesz, to nie czytałam. A dlaczego zacząłbyś właśnie od niej?
O tym przeczytasz w jednym z kolejnych odcinków, aloha!
OdpowiedzUsuń