Last Laugh
2009, Team Love
7.3
Razem z Panem Jezusem odżywa instytucja interesującej płyty z 2009 roku. Ale w temacie: guma balonowa w średniowieczu. Wizualizujcie znudzoną księżniczkę wysiadującą tydzień na trybunach turnieju. Do stópek rzucają jej odrąbane głowy smoków i garbusów. Jej krótki rzut oka na trofea. Balon pęka. Księżniczka ostentacyjnie wraca do nowego Kaczora Donalda. Wieczorem staje przed lustrem. Za kotarą służba wygrywa ostrożne covery Modestów. Ona przymierza trampki, które z innego wymiaru sprowadził Merlin, mag na rozkapryszone rozkazy.
Znów go wołają grymaśne usteczka, bo nie wszystko jest jeszcze jak we śnie. Nowy kaprys to Danger Mouse grający z folkową panną w jednym teamie, więc emocjonujący mezalians o wadze rzutującej na sens romansowych scen u Orzeszkowej. Bez spinania się na easterowy storytelling dziadziusia powiem wam w punktach, czemu to jest dobre:
- Estetyka cross-overu wyzwala w twórcach o zakrzepłym paradygmacie ukryte pokłady mocy. Jeśli aspiracje to oryginalność oraz spożytkowanie charyzmy jednostek na zniweczenie planów zebranej do kupy konkurencji to Danger naprawdę robi dla swojej kolaborantki wszystko, praktycznie transportując jej, dość klasyczne przecież, pomysły w nowy wymiar Niech Cake And July będzie tu przykładem prawdziwego, eterycznego folku, tyle że z produkcją zdolną podbić rozwiązania formalne do elementu równorzędnego dla treści w procesie interpretacji,
- Legenda arturiańska, Merlin, Hadrian i Mordred, skarby, Król olch superłotrem nowojorskiej kanalizacji etc. realizują się w gotycyzującym folku (cytujące nowoczesne, groteskowe interpretacje gregoriańskich chórów, gustowne i dynamiczne tytułowe Last Laugh) tuż przy modnie shoegazującym popiku (Under the Influence of Jaffa Cakes - możliwe, że największe, mimo niepozorności, wydarzenie na płycie). Danger włącza surowe brzmienia library music, old-schoolowych jinglowych melodii, przerysowanych komiksowych onomatopejek z płyt zawierających producencki hip hop, do kontrastowego środowiska folku, co budzi spore wow nawet nie tyle wobec faktu, że na kokpicie tego kolesia wszystkie diody są zielone + pstryczki na ON, co wobec ilości rozwiązań proponowanych przez rzeczywistość w ogóle,
- Storytelling Costas nawraca co i rusz do średniowiecznej metaforyki, sennej symboliki skandynawskiej i brytolskiej mitologii. Zwraca uwagę niedbałe kreślenie pejzaży oparte raczej na konotacjach niż opisach. Narratorka zestawia w jednym kawałku (high-lightowe Go Walking) zmierzchające niebo, złowrogie omeny, armie, skarby, powietrze nabrzmiałe odorem śmierci, głosy niosące się nad jeziorem u stóp czarnej góry, a anaforycznie powtarzane cytaty z codzienności zbliżają te wszystkie cuda do poziomu zwykłego spaceru. Linie gitary i skrzypce często trzeba wykopywać spod zawłaszczającej kurateli Danger Mouse'a, co w sumie tylko przydaje im oczekiwanej po folkowej minstrelce delikatności. Próżno jednak szukać, znów: zbyt oczywistych, aluzji do Newsom. Mimo, iż mniej tu gitar, ściślej nakładające się spektrum barw leży jednak w sąsiedztwie Neutral Milk Hotel. Zważmy, że przy jednoczesnym udziale czarnucha.
Na papierze wygląda to pięknie, i nawet udało się hipotetyczną urodę tej płyty w praktyce ocalić od, łatwo przychodzącego na myśl, celtyckiego tknięcia. Przede wszystkim więc imponuje w tym albumie chytre uniknięcie wszystkich oczywistości narzucających się zarówno odbiorcom jak i twórcom. Wysoce cool, eksperymentalnie popowe prześwity w medieval-folkowej topice oraz pozytywna świadomość obcowania z udaną kolaboracją artystów właściwie sobie przeciwstawnych, sprawiają, ze można dzięki Last Laugh spokojnie przełknąć zawód nowym Bat For Lashes, pobłażliwie olać Nite Jewel i nadal mieć co robić na świecie.
myspace
Bardzo ładne.
OdpowiedzUsuńUtwór, który jest tu zamieszczony, nie zachęca specjalnie do wysłuchania całej płyty. Mam nadzieję, że pozostałe utwory są lepsze ;) Kojarzy mi się trochę z Cocteau Twins.
OdpowiedzUsuńJak to nie zachętca?? Dzięki tej piosence kupiłam tą płytę i jestem bardzo zadowolona :)
OdpowiedzUsuń