środa, 4 sierpnia 2010

RxRy - VAEIOUWLS

RxRy
VAEIOUWLS

2010, self-released



5.7



Szczerze, choć nie bez zastrzeżeń, podjarałem się jego debiutem, w głębi duszy wiedząc, że nie może stać się inaczej: kolejny krok zaprowadzi RexRaya klasę niżej. Self-title był przełykaniem słodkiego stulecia w kilka sekund. VAEIOUWLS nawiązuje do hojnego rozdawnictwa dopiero w siódmym z kolei, Fenneszyzującym EUIEE (Dancer Sea Floor Bed). Obiecujące momenty upchnięto w outrach, skompresowane w sensacyjne sekundy wieńczące rozproszone minuty właściwego życia utworów. Gdyby wyciąć pierwszych sześć takich finiszów, bez ładu i składu zmiksować je razem i słuchać z pozostałą czwórką jako króciutkiej EPki, byłoby wyśmienicie. Może ów zły impakt wywarł pośpiech, a może niezbyt trzeźwe podniecenie własną mocą. Owszem, projekt został doceniony na kilku blogach, miejscami wywołując bezkrytyczne reakcje, ale większą wyrazistość niż kilku hajperów ma fakt, że to już drugi release za darmo wpuszczony do Internetu przez kolesia na wstępie pomylonego przez publikę z Pandą. Może i jest to znak czasu, ale chyba też przeradzające się w kompleks pragnienie bycia docenionym i dostąpienia fizycznego nośnika w postaci choćby hiperestetycznej kasety.

Nadal jednak pozostaje płyta z powodzeniem uzupełniająca kolorystykę panoramy malowanej przez tegoroczne albumy Forest Swords, Rangers, Guido, Dead Letters, czy nawet Eluvium. Na pewno też jest to grower, a upewnia o tym mix kawałków, które inspirowały RexRaya przy tworzeniu VAEIOUWLS: Yellow Swans, późne BoC, Loscil, Belong, Burial - rzeczy, które trzeba sobie oswoić, dać się olśnić.

Argumenty rozumowe nie pomagają jednak znaleźć ukojenia. Obiecywałem sobie dynamiczny post-chill-wave z tech-gotyckimi implantami, dostałem chmurny minimal math-step. Ciekawy zwrot akcji, udana manipulacja uczuciami, ale, nie do końca wiedząc, co z tym począć, wzbraniam się przed zdecydowaną reakcją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz