niedziela, 20 czerwca 2010

Causeyoufair - There I Lay & Time Imperfections

Causeyoufair
There I Lay & Time Imperfections

2010, Audiomoves



7.8



50 giętkich, niełamliwych kostek i 517 mięśni sprawia, że kot może zatrzymać się w 5/6 kroku. Zawiesić łapkę centymetr nad ziemią i trwać nieruchomo całe wieki. Noc to ta pora, kiedy koty wydają się szczególnie chętnie szpanować możliwościami swojego organizmu, ale sprawa nie kończy się na infrawizji. W świetle dnia mysz też nie ma szans, bo poza kościami i mięśniami kot ma 130 stopniowy kąt widzenia i źrenicę chronioną tak, by mógł patrzeć prosto w słońce lub w silną żarówkę. Tak więc odporność na oślepiającą jasność, zamiłowanie do akcji na obrzeżach możliwości słuchu. Leniwy wdzięk, kiedy trzeba sprężysty glamour i odrobina niepokoju.

Causeyoufair podrzuca godzinny relaks poświęcony obserwacji przemian dystyngowanego, rozwałkowanego w ambient, glitch-gaze'u. Chłodny w upalny dzień, rozpalony do białości rześkim świtem, idealnie towarzyszy lekturom, drzemce, właściwie wszystkiemu. Przy pełnej koncentracji dodatkowe akcenty padają na wydłużone chwile ciszy między kolejnymi trackami, sugerując wsłuchanie się w odgłosy otoczenia, jakoś dziwnie upodobnionego nagle do tej muzyki. Od czasu do czasu wydaje się, że na powierzchnię wypływa Boardsowski bicik albo niewyraźne podobieństwo do Klimka (
Music to Fall Asleep albo Movies Is Magic? osobiście nie rozróżniam), Stars of the Lid albo i, znowuż, Basinskiego (którego asymilacja przez wszystkich sugeruje notabene, że się skończył), ale możliwe, że to tylko złudzenia produkowane przez żądną punktów orientacyjnych podświadomość. Kolejna fatamorgana lub może raczej samospełniająca się przepowiednia: tworzone na pianinie i wiolonczelach drone'y, stanowiące rdzeń wszystkich utworów, bardzo łatwo uznać za wydłużane, poddane wielokrotnemu rosochaceniu dźwięki fletu. Byłoby to nad wyraz poetyckie, zważywszy na fakt, że cały poprzedni akapit, tak dobrze odzwierciedlający naturę There I Lay & Time Imperfections, parafrazuje fragment Fletu z mandragory zniesławionego Łysiaka.

Recenzent Silent Ballet czepia się emanującej z Causeyoufair arystokratycznej wyższości. Potraktowane inwersją tytuły przyrównuje do powieści Steinbecka, wyjaśniając wszystko na wysokości tego sformułowania. Jeśli ktoś uważa
Na wschód od Edenu za przeintelektualizowaną, na pokaz artystowską prozę, ten rzeczywiście Causeyoufair nie ma po co słuchać. Nie przeżył nigdy dziecięcego marzenia o błękitnej krwi, o byciu księżniczką lub księciem z domu wyposażonego w rodową sagę, funkcjonującą na równych prawach z ocalałym krzesłem Ludwika, z szabelką lub ususzonym między kartami pamiętnika kwiatem tuberozy. Naiwny romantyzm w sterylnie pięknym otoczeniu: oto wiodąca ewokacja proponowana przez There I Lay & Time Imperfections. W jej obliczu można podzielić ludzkość na dwie grupy: tych, którzy w Kopciuszku woleli Dickensowskie sceny poniżenia i łudzonej nadziei nagrodzenia za cnoty, i tych, którzy kartkowali niecierpliwie, czekając karocy, balu, najpiękniejszej pary poganianej tykaniem zegara. Tylko do północy, szklany pantofelek, zanurzenie w pałacowym blichtrze, które chce się repeatować bez końca, skutecznie oszukując się możliwością ucieczki od brudnych intryg zazdrosnych sióstr.

Oczywiście, elementy neo-klasyczne mogą początkowo odrzucać swoim sztucznym wyfiokowaniem, ale warto potraktować je jako grę z odbiorcą, zaproszenie do wymiany zwrotów używanych przez dziewczynki bawiące się w princessy. Oczywiście, skojarzenia z hebanem, wszelkiego rodzaju gładziami i luksusem są elementami urządzenia hotelu: miejsca, z którego domu nigdy do końca zrobić się nie da, ale olśniewająca fasada podporządkowana jest mimetycznej zabawie w wyższe sfery, zaspokojeniu potrzeby odrzucenia własnej skóry, zatracenia płynącego z wbicia się w zbroję etykiety, konwenansu, światowego opanowania. Wbrew inwazyjnemu tytułowi
A Flame That Through Peace roztacza atmosferę błogosławionego zamrożenia czasu, Of Moment Side imituje na miarę możliwości atmosferę szlagierowego It's a Wonderful World. Muzycznie, gatunkowo itp. nie ma, rzecz jasna, nic wspólnego z tym kawałkiem, ale efekt jest taki sam: sanktuarium odgradzające od świata i znoszące przymus obcowania z samym sobą. Od You Polished Waiting In shoegaze'owy kamuflaż przestaje obowiązywać i długi czas Causeyoufair toczy się nago, ukazując podszewkę typowo Biospherowskich płaszczyzn, nie udając już, że chodzi o coś innego niż zniwelowanie osobowości odbiorcy i modelowanie nowej, spełniającej warunki ww. gry. Kolejne utwory, już na poziomie tytułów zdradzają związki z wodą, symbolem powrotu do nieświadomości i wejścia w życie zarazem, kierując się ku closerowi (What Is Love But a Ceaseless Flow), omawiającemu w kontekście przypływów i odpływów, fenomen miłości. Stereotyp zostaje wypełniony do końca: romantyczne uczucie zyskuje status zwieńczenia, celu egzystencji. Po gadce o kotach i Kopciuszku powinniście już ufać mi na tyle, żeby brać to w ciemno.


2 komentarze:

  1. dzięki za tip. muzyczka całkiem piękna. marsen jules się narzuca wręcz ale i tak jest fajnie. yoł!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znałem Marsena, więc dzięki za tip zwrotny. Całkiem zachęcające okładki.

    Już w weekend ciekawy feature na bazie rzeczywistych wydarzeń. Stay puned!

    OdpowiedzUsuń