Untitled
2010, Disaro
4.7
Dziwkarski rave: emaliowane krzyże, czarne tipsy, piksy i kołowrót sampli z filmów poświęconym dziewczynom zatrzymanym na granicy kobiecości z racji braku pieczątki pod ugodą z własną wewnętrzną dziewczynką, uszkodzoną. Otwarcie zrzyna z Salem, ale kolejne tracki potrafią zawrócić w głowie. Ktoś wylał benzynę na stojący w krwawym słońcu czarny obelisk, dzięki czemu naucza teraz głosem Lisbeth Salander. Nie jest to płyta poświęcona przeżyciom w stylu Carrie Kinga - nie chodzi o brak akceptacji, toksycznych rodziców, deflorację w stylu mediewalnym czy związane z pierwszym okresem przeczucie czarnoksięskich mocy. Jest raczej krępująca masa patriarchalnej opresji. Lekko obleśny klimat wujka, który proponuje drinka, gdy przyjechałaś na weekend, a mama musiała gdzieś wyjść. Jest Tony Stark, który zmierzywszy wzrokiem urzędniczkę graną przez Scarlett Johansson mówi do sekretarki: chcę taką. Jest rape house, gang bang na tyłach dyskoteki, wciąganie koki ze spoconych silikonów striptizerki, która chwilę temu zeszła z rury do tzw. garderoby. Co każdą chwilę zmarnowany kwiat, bo oczywiście każda dziwka ma historię, przy której bledną genezy X-manów. Jeśli najnowsze ofiary Dextera czegoś słuchają to jest to †‡†, bo taka muza podoba się młodym sukom, a warto spróbować przynęty zanim rzuci się ją rybom. Biorą, gdy volume wkracza w pełnię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz