piątek, 14 grudnia 2012

Rosinski - Chrobrego EP

Rosinski
Chrobrego EP
2012, Please Feed My Records


6.3



Chrobrego to jeden z tych przypadków, kiedy powody do mruczenia, mnożąc się wraz z kolejnymi odsłuchami, zaczynają pobrzmiewać echem niewesołej pewności, że album nie udźwignie poziomu EPki. Kilkanaście minut, zaserwowanych przez słabo rozpoznawalny jeszcze projekt, przekonuje że również poza UKnowMe nagrywa się muzykę taneczną, która jest zarówno nowoczesna i osobista. Krótkie wydawnictwo Rosinskiego działa na tej samej zasadzie, co nagrania Teielte czy Sobury: chodzi więc nie tyle o odnoszenie się do konkurencyjnych projektów czy nurtów z Zachodu, ale o autorską rekonfigurację ogólnogatunkowych inspiracji. W wypadku Chrobrego dochodzi na przykład do zaskakującej fuzji downtempa i witch house'u à la oOoOO z subtelnym trip-popem z linii Micromusic, łamanym co i rusz chwytami charakterystycznymi dla postdubstepu, a więc pneumatycznymi, drobionymi bitami, Blake'owskimi zawieszeniami akcji, deformacjami w duchu The Knife/Fever Ray, a nawet barwną postkrautrockową psychodelią w duchu Sapphire Slows.

Podobnie jak Oliver Tank na doskonałej EPce Dreams, Rosinski operuje zamkniętym, osobnym światem, którego elementy nawiązują do siebie nawzajem, uspójniając doznanie. W takim środowisku nie rażą kontrasty. Połyskliwe, anodyzowane tafle można swobodnie wprawiać między mroczne, ciężkie bity. W „Not You”, o którym mowa, umieszczono zresztą kilkunastosekundowy przypis zdradzający tok myślenia projektu: aby uzasadnić wprowadzenie kolejnej baterii rytmu, Rosinski rozgrywa od 01:58 do 02:19 niezborną psychodeliczną codę, przywołującą na myśl bolesne transformacje mutujących superłotrów. Tak długa retardacja już się na EPce nie powtórzy, nie będzie takiej potrzeby, bo już dość dobitnie zaznaczono, że chodzi przede wszystkim o progresję: ciągłe przemieszczanie centrum kompozycji i podtrzymywanie przepływu energii między połączonymi naczyniami stylistyk.  

Potem to już nie jest gra w przesuwanie klocków, lecz zręczne tasowanie motywów, jak w singlowym „Just A Moment”, które mogłoby przedzierzgnąć się w parafrazę Purity Ring, a zamiast tego gitara schoegaze'ująca w stylu Klimta (!) naprowadza na trop archiwum, z którym The Weeknd czekają aż skończy się hajs zarobiony na dotychczasowych mixtape'ach. I jeszcze dalej, ku wysokości 02:29, gdzie drugi rozdział – pełen brokatowej nostalgii – pertraktuje ostateczne wymazanie Kamp! z pamięci. W „Stay” Rosinski zdaje się już otwarcie nawiązywać do Shrines, ale znów pojawiają się reminiscencje UKnowMe, zwłaszcza fundament kompozycji, czyli segmenty futurystycznego bitu, układające się w monotonne harmonie, wybiegające jednocześnie w przeszłość fikcyjną (Metropolis okupowane smętnymi metaforkami Eldoki zostaje odbite przez Teielte), jak i rzeczywistą (naiwne podkłady z wczesnych albumów Pati Yang). I finał w postaci ponownego zaakcentowania progresywnego charakteru wydawnictwa, bo „When You Came” to już właściwe całe sekwencje metamorfoz, skrupulatnie uspójniane autocytatami mieszczonymi jeden obok drugiego wewnątrz utworu.

To tyle w temacie umownego – mniej lub bardziej zachęcającego – opisu zawartości. Nie chcę jednak jeszcze kończyć, bo Chrobrego poznałem w dość newralgicznym momencie normowania się mojej recepcji Kamp! Po przełknięciu gorzkiej pigułki w postaci rozczarowania wyczekiwanym albumem, niepoprawni fani projektu zaczęli przebąkiwać o songwritingu, próbując użyć tej magicznej formuły do przeniesienia Kamp! w rejony muzyki dla wybranych. Doszukiwanie się „piosenkopisarstwa” (tłumaczę termin z pełną złośliwością) jako panaceum na lekceważenie przypomniało mi absurdalny tytuł jednego z wątków na forum Porcys: „Numery disco polo posiadające songwriting”. Sama zagwozdka jest jak najbardziej w porządku, zwracam uwagę jedynie na doskonały tytuł, sugerujący – chcąc nie chcąc – że songwriting jest jakąś stricte uchwytną jakością w rodzaju obecności gitary elektrycznej lub tamburynu, podczas gdy mamy przecież do czynienia raczej z metodą tworzenia, której ewentualne tropy pozostają często w sferze domniemań, zwłaszcza jeśli chodzi o najnowszą muzykę elektroniczną, wykorzystującą sample i koncentrującą się raczej na aranżacji niż kompozycji (używam potocznego rozumienia obu słów jako odpowiedników „organizowania” już istniejących dźwięków i „tworzenia” zupełnie nowych z uwzględnieniem własnoręcznego wygenerowania ich na fizycznie istniejącym instrumencie).

Na Chrobrego EP nie ma songwritingu w tym sensie, w jakim nie ma go na Vocal City Luomo. Po prostu nikomu nie przyszłoby do głowy go szukać i przyszpilać, tak ciekawe są oba wydawnictwa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz