Edena
2012, Sangoplasmo
Ponowna lektura Bladego
ognia naprowadziła mnie na trop interpretacji,
którą intuicyjnie wyznaje zapewne wielu słuchaczy Edeny. Nabokov
rozpoczyna swoją powieść od poematu składającego się z czterech
pieśni. Fikcyjny poeta John Shade pisze w pierwszej z nich o przemijaniu, wyraźnie stylizując strofy na najsłynniejsze
dzieło poetyckie T. S. Eliota. Oto jak brzmi jedna ze zwrotek (wersy
130-139) w przekładzie Roberta Stillera z 1994 roku:
Byłem jak gdyby cieniem jemiołuszkiZabitej przez pozorną głębię szyby.Miałem mózg i pięć zmysłów (jeden wyjątkowy),Poza tym dziwak i niezdara. W snachBawiłem się z innymi chłopakami,W istocie nie zazdrosny o nic: możePrócz cudu lemniskaty odciśniętejW wilgotnym piasku przez bezczelnie zwinneKoła roweru.
Lemniskata to symbol
nieskończoności, położona ósemka, która na okładce nowego
albumu Piotra Kurka została postawiona na sztorc, jakby w geście
przeciwstawienia innemu symbolowi bezkresu: widocznym w tle okładki
falom, rzadkim u góry, a gęstniejącym u dołu ilustracji. Wciągam
do pola skojarzeń wszystkie banalne akwatyczne metafory powiązane
ze wspominaniem – zmierzać pod prąd zapomnienia, wchodzić dwa
razy do tej samej rzeki – aby zwrócić uwagę na zamierzoną
tandetność Edeny. Spora doza kiczu, co i rusz wyzierającego spod
wartkiej akcji albumu, naprowadza po pierwsze na skojarzenia ze
space operą, kosmicznym buffo lubującym się w wizgu pocisków
laserowych i dialektach robotów, po drugie zaś z baśnią w typie
Edwarda Leara, a więc z absurdem w kojącym metrum ballady.
Przykładem „Goddess Eye”, jeden z najbardziej porywających
utworów, jakie w tym roku słyszałem, odpowiednik znakomitego
zamknięcia Heat. Dynamizm tej kompozycji sięga wręcz barokowej
intensywności, relacja z jej odsłuchu przypominałaby streszczenie
filmu akcji, więc ograniczę się do kilku wrażeń z leitmotivu w
postaci zabawnego, nadętego tenoru. Nie chcę zapędzić się w
rozróżnienie, czy mamy tu do czynienia z głosem ludzkim, czy może
z niecodziennie „nastrojonym” syntezatorem; istotne, że ów „wokal” to
brakujące ogniwo w dotychczasowej twórczości Kurka. Dzięki temu
karykaturalnemu „śpiewowi”, przechodzącemu w natężonych rejestrach w rozwibrowany drone, wspomniana wyżej tandeta rozkwita wyobrażeniem kreskówkowego imperatora, który w kąpieli
(balia z pianą, gigantyczna gąbka, tłuściutka pacha i wąsiska władcy
galaktyk) pieje na cześć bogini, której jest podnóżkiem. Na
taborecie widać porzucony mundur dowódcy floty gwiezdnej, gdzieś w
tle zaś daje się wyłapać cień wiernego sługi.
Oto lemniskata, którą
podsuwa słuchaczom Kurek do obwodzenia jej palcem. Kosmiczne tematy
rodem z imaginarium Kowboja Bebopa i Generała Daimosa to ekwiwalenty „bezczelnie zwinnego koła roweru”, motywy
wesołe i pełne ironii, jakże odmienne od zaprawionego
tanim sentymentalizmem tonu większości muzycznych memorabiliów. „Goddess
Eye” z burleskową arią, której dalekowschodnie echo odnaleźć można na tegorocznym albumie Belbury Poly (w mistycznym „The Geography”), tytułowa „Edena”, której ulokowany w trzeciej
minucie punkt kulminacyjny, pomimo szczytowej intensyfikacji
ogrywanych wcześniej wątków, wyzwala poczucie lekkości znane z The Magic Place Julianny Barwick, czy
wreszcie „Becoming Light”, sugerujące wynikanie Edeny wprost z
Nouveaux Gymnastes, by za chwilę zerwać wszelkie koneksje... Chyba wystarczy, żeby dowieść gęstej konsystencji albumu.
Czy warto tagować:
kosmische, hauntologia, drone, avant-pop? Oczywiście, czemu nie,
ułatwiajmy sobie bibliotekarskie wysiłki, ale przede wszystkim
należy zakonotować sobie autorski rys Edeny, bazujący na
zabiegu tak dobrze opanowanym przez Nabokova, a więc na zniewalaniu
i wyzyskiwaniu konwencji, tak by służyły za wygodne wehikuły dla
myśli pouczających i zabawnych (przede wszystkim zabawnych) i pozwalały w nieskończoność wracać (nie tylko pamięcią, lecz całym sobą) do tego wszystkiego, co ekscytowało w tak zwanych „dawnych czasach”. Przychodzi na myśl jeden z aforyzmów Nietzschego, zatytułowany Wieczne dziecko: „Sądzimy, że bajka i zabawa to sprawy dzieciństwa: o, jakimiż krótkowidzami jesteśmy! Jak gdybyśmy w jakimkolwiek wieku mogli żyć bez bajki i zabawy! Nazywamy i odczuwamy je wprawdzie inaczej, ale w tym właśnie dowód, iż chodzi o to samo – gdyż i dziecko odczuwa zabawę jako swoją pracę i bajkę jako swoją prawdę”.
To lemniskata, ale przede wszystkim wstęga Mobiusa.
OdpowiedzUsuńFilipie! Robisz jakieś podsumowanie roku? Mam wrażenie, że tylko ono może być ciekawe i zaskakujące.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Publikację podsumowania roku rozpocznę w pierwszych dniach stycznia. Pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńhttp://www.mediafire.com/download/4a9sf2qo9zvu8fh/%28sango027%29+piotr+kurek+-+edena.rar
OdpowiedzUsuń