środa, 20 marca 2013

Anna Chęćka-Gotkowicz - Ucho i umysł

Anna Chęćka-Gotkowicz
Ucho i umysł
2012, słowo/obraz terytoria


Podtytuł – Szkice o doświadczaniu muzyki – trafnie streszcza mechanizm rządzący drugą po Dysonansach krytyki książką Anny Chęćki-Gotkowicz. „O doświadczaniu”, a więc o poznawaniu ciągle od nowa, w trybie niedokonanym, liczbie mnogiej i tempie rzutkiej próby komparatystycznej. Autorka wciąga do zestawienia wypowiedzi muzyków, filozofów i pisarzy, ale przede wszystkim angażuje dwa style pisania o dźwięku, które bywają zwykle postrzegane jako antagonistyczne: profesjonalną analizę muzykologiczną i impresje słuchacza nazywanego w Uchu i umyśle „niewinnym”. 

„Choć puryści skłonni są twierdzić, że łączenie różnorodnych dyskursów jest metodologicznie niepoprawne – pisze Chęćka-Gotkowicz – to w wypadku opisu muzyki właśnie ono stwarza szansę ujęcia zarówno tego, co rozumiane, jak i tego, co doznane”. Gdyby wywód ograniczał się do teoretycznego uzasadnienia tej tezy, można by określić go jako ciekawy, może nawet potrzebny, ale sednem Ucha i umysłu jest dopiero praktyczne wykorzystanie fuzji dyskursów i to nie tyle w charakterze ćwiczenia, które – choć fascynujące – przyniosłoby więcej korzyści autorce niż czytelnikowi, co raczej w ubogacającym geście zaproszenia wykonawców i odbiorców, kognitywistów i emocjonalistów do równouprawnionego dialogu.

Czytelnik ma pełne prawo wyobrazić sobie teraz książeczkę o wszystkim i o niczym, „dla każdego”, a więc po prawdzie dla nikogo, mnie zaś uznać za naiwniaka podekscytowanego dawką egzaltowanych nagabywań do obdarzenia uczuciem boskiego bytu, który przenika na równi pop i partyturę. Odruch podejrzliwości jest uzasadniony, warto jednak zastanowić się przez chwilę, czy nie motywuje go w sporej mierze przyzwyczajenie do kiepskiej sytuacji w najbardziej nas tu interesującym sektorze wydawniczym. Polskojęzyczna bibliografia pozycji poświęconych muzyce – a rozumiem pod tym hasłem książki rodzimych autorów, jak i przekłady – od dawna zmusza czytelników do poruszania się w obrębie skrajności. 

Z jednej strony hermetyczne studia historyczne lub analityczne, trącące myszką, bo nie sposób uznać kanonicznych dzieł Romana Ingardena czy Zofii Lissy za atrakcyjne dla współczesnego czytelnika. W ich sąsiedztwie można natrafić na oderwane od rzeczywistości publikacje w rodzaju „Krytyka muzyczna – krytyka czy krytyki?” (wydany w 2012 roku tom pokonferencyjny, w którym m.in. rozważa się perspektywy dla internetowego komentowania muzyki czy przewiduje wyłonienie się w niedalekiej przyszłości „nowej” odmiany krytyki – krytyki płyt). Z drugiej – nudnawe biografie wielkich jazz- i rockmanów, dodatkowo zaniżające i tak fatalny poziom kultury słuchania i myślenia o muzyce. Strefa środka ogranicza się niemal w całości do wydanych niedawno, bo w 2010 roku, Kultury dźwięku (słowo/obraz terytoria) i trzech tomów linii muzycznej Korporacji Ha!art, a i te publikacje obarczone są kardynalną wadą. Jako wydawnictwa zbiorowe prezentują teksty powiązane zbyt luźnym wspólnym mianownikiem. Temat ujęty z wielu perspektyw zyskuje na różnorodności, ale kosztem konsystencji, gwarantowanej moderującą obecnością jednego, „silnego” autora.

Ucho i umysł wpasowuje się w lukę pomiędzy analizami Leszka Polonego a naiwnymi wypisami Piotra Wierzbickiego. Książka jest więc – owszem – pozycją popularyzatorską, z tymże nie uwikłaną w propagowanie jakiejś kongregacyjnej strategii odbioru muzyki poważnej i popularnej. Na celu ma raczej zjednanie uwagi dla filozofii muzyki oraz takiego stylu jej uprawiania, który pozwala wciągnąć czytelnika w aurę swobodnej wymiany myśli, wolnej od zahamowań projektowanych przez wymóg pozowania na specjalistę od „niewyrażalnego”. 

Ucho i umysł manifestuje swoją niemal całkowitą samotność w tejże niszy w sposób bolesny zwłaszcza dla czytelnika, który próbował wcześniej na własną rękę zorientować się we współczesnym dyskursie muzycznym. Chęćka-Gotkowicz sięga po głosy wielu zagranicznych komentatorów; na kartach książki goszczą między innymi Pascal Quignard, Eero Tarasti, Jean-Jacques Nattiez, Vladimir Jankélévitch, Roger Scruton, Bernard Sève czy nader interesujące Gisèle Brelet i Élizabeth Gérard. Niestety: ich refleksje autorka zmuszona jest przekładać na własną rękę, jak gdyby dziedzina jej zainteresowań nie była w Polsce warta wysiłku wydawniczego. Bateria cytatów, w sprawnym tłumaczeniu, budzi czytelniczą zazdrość i podsuwa niepokojącą myśl o absurdalnym zacofaniu poświęconego muzyce odłamu polskiej myśli estetycznej (wzmianki o Mieczysławie Tomaszewskim – muzykologu upowszechniającym metodę integralnej analizy muzyki – i paru innych „oświeconych” tym wyraźniej potwierdzają smutną regułę).

Materiał przytoczony w Uchu i umyśle wystarczyłby jako baza dla paru inspirujących publikacji. Dość wspomnieć streszczane przez autorkę koncepcje somaestetyki, tatuażu muzycznego czy egzystencjalistycznego wymiaru muzyki, by odczuć zastrzyk twórczej energii. A to przecież tylko marginalne konteksty, które muszą ustąpić miejsca obszerniejszym dociekaniom poświęconym roli metafory w deskrypcji doznań audytywnych lub też odczytaniom Quignardowskich koncepcji odnoszących się do mitu o Odyseuszu i syrenach oraz do prenatalnego doświadczenia dźwięku i późniejszej nienawiści wobec muzyki, zarówno w wymiarze jednostkowym (doświadczenie mutacji, a wraz z nią trwałe „uciszenie” dzieciństwa), jak i zbiorowym (dwuznaczna obecność muzyki w obozach zagłady). 

Chęćka-Gotkowicz nazywa wymienionych wyżej filozofów i pisarzy bohaterami swojej książki, pokusiłbym się jednak o określenie ich mianem jej przyjaciół. Głęboko przeżyty kontakt z ich myślą sprawił, że autorka nie stroni od polemiki, ale utrzymuje ją w niemal intymnym tonie, który w pełni uwiarygodnia wiodącą tezę o koniecznej demokratyzacji rozmaitych sposobów odbierania muzyki. Po lekturze wydaje się, że nie może być inaczej, bo przecież wypowiadając się na temat doznań słuchowych relacjonujemy nasze ich wspomnienie, kiedy zdążyły już wybrzmieć, i dotyczy to nie tylko muzyki wykonywanej, ale również tej odtwarzanej wciąż na nowo z płyt, taśm czy plików. Rozdział drugi – Czas i przestrzeń muzyki – uświadamia prostą prawdę o zakorzenieniu dźwięków w przeszłości, w czasie utraconym. 

Ilekroć mówimy o wydarzeniu muzycznym – wspominamy, a wspomnienia budują przecież naszą tożsamość. Nie bez kozery autorka wspomina o homo musicus, człowieku kształtowanym za sprawą muzyki i próbującym formować się poprzez „muzykowanie” (rozumiane – za Christopherem Smallem – jako wszelki kontakt z muzyką). Ucho i umysł zdaje się zresztą na tym etapie silnie zadłużone u Prousta, który tak opisywał doznania Swanna po wysłuchaniu sonaty Vinteuila: „I tak – ledwie rozkoszne wrażenie pierzchło, już pamięć dostarczyła Swannowi pobieżnej i doraźnej tego wrażenia transkrypcji (…). Uzmysłowił sobie jego rozmiar, symetrię, wykres, jego ekspresję; miał przed sobą owo coś, co już nie jest czystą muzyką, ale rysunkiem, architekturą, myślą, i co pozwala przypominać sobie muzykę”

Fragmenty Ucha i umysłu poświęcone „niewinnemu” słuchaczowi (takim był również bohater Prousta) nie pozostawiają wątpliwości, że Chęćka-Gotkowicz nie przypisuje amatorskim spotkaniom z muzyką wyłącznie rekreacyjnego charakteru. W sukurs przychodzą jej niektórzy spośród cytowanych specjalistów od recepcji zdarzeń audytywnych, ale przede wszystkim sam czytelnik, wielokrotnie prowokowany do pracowitej introspekcji, do przyglądania się sobie słuchającemu, a więc de facto do przedzierzgnięcia się w krytyka, jakim widział go Paul Valéry w szkicu Bez retuszu: „Krytyk nie powinien być czytelnikiem, lecz świadkiem czytelnika, tym, który obserwuje go podczas lektury i gdy jest czymś poruszony”
 
Autorka również inscenizuje swoje relacje z muzyką, raz korzystając z doświadczeń wykonawcy, innym razem wcielając się w rolę „biernego” odbiorcy (cudzysłów konieczny, jeśli chce się pozostać wiernym wymowie książki). Osiąga w ten sposób rzadko spotykaną elastyczność zmysłu krytycznego, wykazywaną na przykład przez Hansa Eggebrechta w dialogach z Carlem Dahlhausem, wyraźnie bardziej ograniczanym przez decorum akademickiej analizy. Ucho i umysł uśmierza więc długotrwały głód przekonującego pisania o muzyce – zdroworozsądkowego, sugestywnego, intymnego, w tonie przedkładającym mnogość możliwości ponad dyscyplinujące, ale i zawężające horyzonty, ramy muzykologicznego studium.
 
„Nie trzeba znać sposobu osiągania efektu, aby mu ulegać – pisze pod koniec książki Chęćka-Gotkowicz, nawiązując do Scrutona – Nikogo nie dziwi fakt, że czytelnik wypowiada się na temat poezji, choć nie jest literaturoznawcą. Podobnie bywa ze sztukami wizualnymi. Muzyka natomiast jest obciążona osobliwą klątwą profesjonalizmu, która ciąży nad muzykami, teoretykami i słuchaczami”. Wszyscy wymienieni żyją w uciążliwej hipokryzji: oddają się muzyce skrycie, deliberują o niej sami ze sobą, publicznie zaś często wypierają się swej namiętności, z rezygnacją odwołując się do „niewyrażalnego” lub do „tańczenia o architekturze”. Nie chcąc ryzykować śmieszności, wybierają smutne słuchanie do lustra. Uchu i umysłowi takie zahamowania są obce; to książka doskonale świadoma tego, że wysunięcie definicji muzyki lub ułożenie poradnika dobrego słuchania to cele mierne w porównaniu z „niewinną” wymianą wrażeń i poglądów, która najskuteczniej dopinguje do samodzielnych prób pisania i mówienia o przeżyciach muzycznych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz