Overgrown
2013, Atlas
Roszada wśród fundamentów: kwestie, na których oparła się recepcja debiutanckiej płyty Blake'a, odeszły w zapomnienie. W rozsianych po sieci notatkach z Overgrown próżno
szukać ironicznych uogólnień na temat gustu dzisiejszej młodzieży, z rzadka padają też rozpoznania odnośnie
do gatunku – już tylko bardzo nieliczni spoczywają na
laurach skoligacenia folku i dubstepu, estetyk stereotypowo postrzeganych jako antypodyczne względem siebie. Diagnozy socjo- i genologiczne wyparła żywa potrzeba
plastycznego opisu. Brian Howe, recenzent Pitchforka, wyprowadza z utworu tytułowego całą narrację: „The words «And
I want you to know»
summon double-time percussion that telegraphs an urgency of longing,
while the clock-tick of a closed hi-hat asserts time’s constancy,
the piano protests, first cracking the rhythmic frame and then
overgrowing it...”. Mariusz Herma, zwykle oszczędny w tym względzie, relacjonuje „Digital Lion” z użyciem słowa „fabuła” i ujmuje recenzję singla w krótką opowieść. Na łamach magazynu Pretty Much Amazing Drew Malmuth
pozwala sobie wierzyć, że Blake zaczerpnął tytuł sofomoru – i nie tylko
– z poezji Emily Dickinson. Proszę bardzo, wątpić
zechcą nieliczni. Wolta w sposobie mówienia o
muzyce Blake’a nie jest oczywiście przypadkowa.
Wróćmy na moment do jego debiutu. Musiałem czekać dobre kilkanaście miesięcy, by natknąć się w swoich lekturach na zdania zdolne przekonująco oddać scenę pierwotną tej płyty. „Fascynujący, kubistyczny obraz umeblowanego pokoju nocą: kubistyczny, bo blask świecy powoduje dekompozycję pokoju na bloki cienia”, pisze Marek Bieńkowski o jednym z wierszy Francisa Ponge’a (T. Swoboda, 5xP, „Literatura na Świecie” 9-10/2006). Jak ulał. Wystarczy zamienić świecę na monitor laptopa, by osiągnąć Blake’owską wersję tego efektu. Za sprawą digitalnego światła – chłodnego i wodnistego, jak trafnie scharakteryzował je Balam Acab na Wander / Wonder – umeblowany pokój wydaje się wyprany z wszelkiej symboliki, której identyfikacja i wykład przynoszą otuchę umysłowi. Overgrown wymienia oderwane obrazy na sekwencje. Nawet „DLM”, szkicowa kontynuacja „Wilhelm’s Scream”, coś opowiada. Wydaje się, że gdyby Blake zechciał jeszcze raz nagrać „Limit to Your Love”, to zamiast procesji urywanych metafor – wodospad w zwolnionym tempie, mapa bez oceanu – składających się na całościowy wizerunek uczucia, dostalibyśmy jego spójną biografię.
Wróćmy na moment do jego debiutu. Musiałem czekać dobre kilkanaście miesięcy, by natknąć się w swoich lekturach na zdania zdolne przekonująco oddać scenę pierwotną tej płyty. „Fascynujący, kubistyczny obraz umeblowanego pokoju nocą: kubistyczny, bo blask świecy powoduje dekompozycję pokoju na bloki cienia”, pisze Marek Bieńkowski o jednym z wierszy Francisa Ponge’a (T. Swoboda, 5xP, „Literatura na Świecie” 9-10/2006). Jak ulał. Wystarczy zamienić świecę na monitor laptopa, by osiągnąć Blake’owską wersję tego efektu. Za sprawą digitalnego światła – chłodnego i wodnistego, jak trafnie scharakteryzował je Balam Acab na Wander / Wonder – umeblowany pokój wydaje się wyprany z wszelkiej symboliki, której identyfikacja i wykład przynoszą otuchę umysłowi. Overgrown wymienia oderwane obrazy na sekwencje. Nawet „DLM”, szkicowa kontynuacja „Wilhelm’s Scream”, coś opowiada. Wydaje się, że gdyby Blake zechciał jeszcze raz nagrać „Limit to Your Love”, to zamiast procesji urywanych metafor – wodospad w zwolnionym tempie, mapa bez oceanu – składających się na całościowy wizerunek uczucia, dostalibyśmy jego spójną biografię.
Stąd też, z perspektywy czasu, debiut
wydaje mi się bardziej wymagający. To świetnie, że Howe tak
sugestywnie opowiada o „Overgrown”, ale trzeba przyznać, że tego rodzaju gawędy nie wymagają wielkiej dociekliwości.
Sofomor Blake’a prowadzi słuchacza za rękę; sam się tłumaczy w
czasie rzeczywistym, nie pozostawiając zbyt wiele miejsca na pracę
wyobraźni. „Przy tobie czuję się, jakbym miała piętnaście
lat”, powiedziała mi kiedyś dziewczyna, z którą romansowałem
za plecami jej chłopaka. W końcu – dowiedziałem się niedawno –
wyszła za niego i jedna ze ścieżek się zamknęła. Już nie będę
miał wpływu na jej wiek odczuwany, mogę co najwyżej mierzyć, jak
upływa ten faktyczny. W jakiejś alternatywnej rzeczywistości, kto
wie...; w tej mogę jedynie zostać uderzony na podziemnym parkingu
Tesco przez linijkę „Don't marry him / don't carry him to
paradise”. Zaangażowanie do jej zarapowania legendarnego czarnucha
było manewrem czysto populistycznym, sprytnym zrównoważeniem aury Briana Eno w drugiej połowie płyty. Ale na mnie – przez wzgląd na konkretne doświadczenie –
podziałało i pozostaje się zastanowić, czy tego typu odczucia
można włączać w czynności aksjologiczne.
Overgrown przysporzy Blake’owi nowych
słuchaczy, to pewna – każdy posiada choć cząstkę oferowanych przez album odczuć. Żeby jeszcze wzmocnić efekt wystarczy pobieżnie przejrzeć wachlarz
skojarzeń. Nad kompozycją tytułową unosi się duch Davida
Sylviana. Tropy dubstepowe zostały ograniczone do nikłego drżenia
na peryferiach percepcji i oferują doznania na tyle subtelne, że
łomot silnika pod luźną maską należy na zawsze oddelegować do
regionów prymitywu. Zastąpić go muszą bardziej liryczne obrazy.
Proponuję drobne owady, próbujące rozprostować skrzydełka pod
płytkami paznokci. Bas, którego paru sycących obejść można doświadczyć
choćby w przedziale 0’55’’ – 1’23’’ „I Am
Sold” przywodzi na myśl brzmienie Forest Swords. Dalej: analogia
do Thoma Yorke'a jawi się jako zbyt oczywista; na myśl przychodzi
przecież równie dobrze twórczość Marka Eitzela, a tu i ówdzie w
tekstach da się dosłyszeć echa metaforyki właściwej Elverumowi. Przykładem jedna z pierwszych linijek – „I don’t want
to be a star / but a stone on the shore” – jakby żywcem wyjęta
z dowolnej płyty Phila. Na tym nie koniec, bo przecież
kluczowy wers „Retrograde” – „Show me why you're strong” –
bez trudu daje się umiejscowić w porządku maksym, które wsławiły
Junior Boys („Teach me how to fight”) czy Ladyhawk („You must
be used to the pain”).
Z jednej strony muzyka po to właśnie jest, by przywracać doświadczenia, dlatego wydaje się wyrazem życia; z drugiej – wolno wątpić, czy podkład odległych, nieledwie arbitralnych asocjacji sprzyja dojrzewaniu noty uzasadnianej czynnikami estetycznymi (chyba że założyć identyczność jednych i drugich – artystycznych i egzystencjalnych – doświadczeń). Mimo że Overgrown skłania do refleksji wykraczających poza wąskie ramy wydawnictwa płytowego, mimo że pozostaje jednym z najczęściej słuchanych przeze mnie w tym roku albumów – to jednak wydaje się pozycją zbyt dopracowaną, by konkurować z własnym poprzednikiem. Na tle tytułów wydanych jak dotąd w 2013 prezentuje się wyśmienicie, ale w dyskografii samego Blake'a pozostanie raczej zaproszeniem do ponownego przyjrzenia się debiutowi, który z biegiem miesięcy – słuchany we fragmentach, z doskoku, w klubach i galeriach; odwiedzany jak pokój zdekomponowany do bloków cienia – odsłania się jako jedna z najbardziej intrygujących i osobnych płyt dekady, wkraczającej właśnie w wiek nastoletni.
Z jednej strony muzyka po to właśnie jest, by przywracać doświadczenia, dlatego wydaje się wyrazem życia; z drugiej – wolno wątpić, czy podkład odległych, nieledwie arbitralnych asocjacji sprzyja dojrzewaniu noty uzasadnianej czynnikami estetycznymi (chyba że założyć identyczność jednych i drugich – artystycznych i egzystencjalnych – doświadczeń). Mimo że Overgrown skłania do refleksji wykraczających poza wąskie ramy wydawnictwa płytowego, mimo że pozostaje jednym z najczęściej słuchanych przeze mnie w tym roku albumów – to jednak wydaje się pozycją zbyt dopracowaną, by konkurować z własnym poprzednikiem. Na tle tytułów wydanych jak dotąd w 2013 prezentuje się wyśmienicie, ale w dyskografii samego Blake'a pozostanie raczej zaproszeniem do ponownego przyjrzenia się debiutowi, który z biegiem miesięcy – słuchany we fragmentach, z doskoku, w klubach i galeriach; odwiedzany jak pokój zdekomponowany do bloków cienia – odsłania się jako jedna z najbardziej intrygujących i osobnych płyt dekady, wkraczającej właśnie w wiek nastoletni.
Ładna dezinterpretacja.
OdpowiedzUsuń