sobota, 21 lutego 2009

George Dorn Screams - O'Malley's Bar

George Dorn Screams
O'Malley's Bar

2009, Ampersand


2.5


Słuchałem całą noc O'Malley's Bar i nic nie usłyszałem, bo dawałem upust obsesji zapytań: kto jest targetem tej płyty? Leżałem długo w ciemnościach przeglądając w myślach katalog ludzi, których w życiu spotkałem. Od wielkich miłości po nicki na forach. Nikt aprobujący się nie wykrystalizował. No, może 2-3 osoby posłuchałyby parę razy i stwierdziły, że to przecież nie szkodzi. Żyć z tym można, jak z pierwszą jedynką, ale to jak patrzenie z bliska na rurki w środkach miejskiego transportu albo ściany kiosków. Większość tych metalowych powierzchni malują matowo brązową farbą antykorozyjną, która obłupuje się przy łączeniach i kantach. Idealna analogia z tym albumem, bo odpryski to jedyna rozrywka na przestrzeni nagiej bejcy. Jeśli już musimy nazywać to rozrywką. Siadaj, lacha, ale ciesz się, bo masz z głowy.



Dlaczego brzmi to jak Evanescence, ale bez tego czegoś, co było w Fallen, co podobając się wbiło mnie na wieki w tik spowiedzi przed obrazkiem z kolędy? Dlaczego to brzmi jak Evanescence? Dlaczego nie odpierdolą się od Cul-de-Sac / Cul-de-Sac i Nicka Cave'a? Boże, który to już raz?! - tupnął bohater nie pamiętam już czego i utożsamiam się z nim spoglądając na wcale nie tak zakurzone T Charlie Sleeps. Kiedy ktoś zaczynał w Bydgoszczy ten cały pomysł na granie, taśm nie produkowały im żadne gwiazdy, a teraz? Wg Artura Rojka najważniejszy polski zespół gitarowy. (...) Album nagrany w USA, z producentem Johnem Congletonem, pracującym na codzień z The Roots, Erykah Badu i Marylin Manson. (...) Całość brzmi jakby Sonic Youth wychowali sie nie na punku i awangardzie, ale na hippiesowskich lotach Silver Apples i gniewnym romantyzmie Crazy Horse. Hangover Tune to z kolei piwniczna neuroza, dobitnie punktujące bębny, swansowa przeklęta poezja i post-nowofalowa melorecytacja Magdy przywodząca na myśl Siouxsie.



Tylko dla prawdziwych targetów, wklejajcie fotki.

myspace : wywiad nt. Johna

7 komentarzy:

  1. Słuchałem kilka razy po razie w kilkudniowych odstepach. Słabe raczej z wyraźniej wyróżniającą się ostatnią kompozycją z płyty, z której jednak pamiętam tylko tyle, że się wyróżnia. Ogólnie pamiętam, że ta muzyka ma podobno być klimatyczna i wciągać w swój świat. No niestety jest tak, że cały czas słuchając myśli krążą mi wokół tej płyty, jej otoczki ale jakoś nie potrafie się skoncentrować na samej muzyce. Odpycha. Coś jakby rejony Comy w wartswie gitarowej: taka rozwlekła, bezproduktywna robota. I trąci myszką.
    A targetem płyty są wszyscy, którzy czekają na coś fajnego w polskiej muzyce i się byc może nigdy by niedoczekali, gdyby aż tak bardzo nie zależałoby im na doczekaniu się.

    OdpowiedzUsuń
  2. Komentarz lepszy niż moja recka. Płyta tak nieciekawa, że nie miałem żadnego dowcipu w zanadrzu, więc postanowiłem tylko zaznaczyć kurs na mapie.
    Ostatni kawałek robi 1 punkt, 0.5 za przypomnienie mi o 'Fallen', 0.5 z dobrego serca, 0.5, bo w końcu mogłem użyć słowa LOL na blogu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnie zdanie powyżej możnaby potraktować jako satysfakcjonujący suplement do wymiany zdań o Twoich kryteriach oceniania (w komentach pod Lily);).
    Tymczasem wróciłem na moment do debiutu GDS, pierwsza piosenka na chybił trafił, o, niech będzie "Galway's Song". Słucham, no i jest przepaść ewidentna na niekorzyść "O'Malley's Bar". Przecież było i melodyjnie i od razu mogłem sobie dryfować myślami w różne ciekawe miejsca. Nie wiem jak Ty odbierałeś debiut... Dla mnie rzeczywiśćie był to jasny punkt na mapie nowej polskiej muzyki naówczas. Potem jakoś mi się zapomniało o nich a teraz nagle płyta prosto z Dallas z wyraźnym argumentem w pakiecie na rzecz takiej oto maksymy: nie producent. songwriting głupcze.
    W tym miejscu moje myśli są już przy oczekiwanej płycie The Car Is On Fire - podobna sytuacja z producentem. Mam sporą nadzieję, że z lepszym skutkiem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Debiut był ok, 5.0 - 5.5: ciekawość co dalej i sytuacja o tyle inna, że fakt nowego obiecującego projektu miał oparcie w zwyżkach formy, singlach, choćby 'Galwya's' czy '69 Moles' (!). Na 'O'Malley's' nie odróżniam kawałków od siebie. 3 przesłuchy i więcej nie wracam, zarzuty o pochopność z całym spoko biore na klate.
    TCIOF - też zainteresowany. Fajnie, że coś się dzieje.

    OdpowiedzUsuń
  5. A mnie się ta płyta podoba. Michał Urbaniak w jakimś wywiadzie powiedział, że "muzyka albo chwyta za gardło, albo nie; i to wszystko w tym temacie". Piosenki budzą we mnie wspomnienia, w dodatku ukazały się w dość dołującym momencie w moim życiu i tak się złożyło, że to wszystko zaczęło ze sobą współgrać. Cokolwiek byście tu pisali to założę się, że Wy też macie takie płyty.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jasne, że też mam/y takie płyty! Opisz dokładnie co się złego stało; może uda się złożyć pod to set lepszy od GDS.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie no, ja się tak publicznie nie zwierzam. To już wolę to zdusić w sobie. W międzyczasie czekam na recenzję, z którą będę się w większym stopniu zgadzać. ;-)

    OdpowiedzUsuń