niedziela, 1 lutego 2009

Here We Go Magic - Here We Go Magic

Here We Go Magic
Here We Go Magic
2009, Western Vinyl



6.0


Jestem chory, a kiedy leżę podduszony maligną i śnię w html, nie spodziewam się żadnego towarzystwa. Tylko stary skład: ja, Lazer Guided Melodies i Philophobia. Here We Go Magic przedarło się jakoś do naszych okopów i warto by napisać o ich debiutanckim s/t dużo więcej, ale naprawdę przetłuszczone włosy, boli staw. Także pokrótce wskażę może, co mnie najbardziej zabawiło. Mianowicie trzeci w kolejności, trochę niepozorny utwór zatytułowany Ahab. Na tle plemiennej, transowej reszty, odznacza się niesamowitym wyczuciem postawy to-be-like-Sea And Cake. Przyjemnie się słucha takiego jasnego, easy-listeningowego groove'u z wiszącym nad podświadomością symbolem obsesyjnego wilka morskiego ścigającego po morzach bestię, która wbiła go w kalectwo. Nie wiem co teraz robi Melville, ale mógłby się zdrowo uśmiać: po niemal 160 latach jego najbardziej obłąkany bohater dostał się do tytułu najbardziej prostodusznego (i to o podejrzanie afro-beatowym ciągu) utworu na płycie jakiejś tam kapelki.


Te kawiarnie, Starbuck's, też wzięły nazwę od bohatera Moby Dicka. Od tego, który w sumie jako jedyny przeciwny był od początku planom Ahaba. Wynikałoby z tego, że sieć kawiarń to właśnie to miejsce, którego szukacie, jeśli chcecie stać po stronie zdrowego rozsądku, ocaleć z pożaru intelektu etc. Do tych kawiarń Here We Go Magic też jest trochę podobne: niektóre elementy powtarzają się, której filii by akurat nie wizytować. Praktycznie każde Starbuck's ma ladę, parę automatów do kawy i Polaka z miotłą, i praktycznie każdy kawałek na HWGM opiera się w jakiś sposób na repetycyjnym, silnie hipnotyzującym elemencie: od sprężystych gitarek przypominających motyw pełzający po dnie Eye of the Tiger, po kraut-rockowe nabicia znaczące kolejne wejścia przejrzystego wokalu. Bez trzech ostatnich kawałków to byłaby naprawdę niezła płyta, ale te 12 minut tam niestety jest i można się w ich sercu obudzić bez harpuna pod poduszką. Trzecia najgorsza rzecz jaka może spotkać mnie w muzyce to ponad 10 minut wysokich, glitchowatych tonów pozujących na ambient-w-rękach-gitarowców (pokroju ohydnego We Fight For Diamonds na ostatnim Cut Copy).

Fajna, new age'owa płyta, jeśli ktoś nie ma dość Cut Copy i czuje, że zrobi go wersja more-psycho, trochę korespondująca z Evangelicals i Animal Collective. Osobiście obstaję przy Melville'owskim Moby Dicku i Onej Ridera Haggarda, jako niepodważalnie bardziej konstruktywnych zabijaczach czasu. Nie ma to jak dobra przygodowa książka z tajemniczymi lokacjami, o których można marzyć i w 20 lat później. Gdzie muzyce do czegoś takiego?

myspace

8 komentarzy:

  1. Filip, nie myślałeś zrobić podobnej strony, ale o książkach? (wiem że jest sesja, też ją mam i wiem, że nie można się rozdwoić i że oprócz czytania, pisania i słuchania jest normalne życie ;-)) ... ale może kiedyś?
    aloha

    OdpowiedzUsuń
  2. Niekiedy pojawia się taka pokusa. Czytam sporo książek, o których nie mam jak się wypowiedzieć, a wypowiadanie się znacząco pobudza mi mózg, więc całkiem możliwe, że za jakiś czas coś tam napiszę. Ale raczej w ramach tego bloga, ostatecznie nie przypisałem mu trwałego profilu. Zastrzeżenia jednak: a) literatura jest dla mnie ważniejszym źródłem doznań niż muzyka, więc może się zrobić uwolnijksiazke.pl, b) mogę na luzie przyjąć na klatę, że nie znam się na muzyce, z kolei zarzuty o pisanie bzdur nt. literatury mogłyby nie przyjść mi tak łatwo. Dzięki za sugestie 'jednakowoż' :) Pozdro!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zarzut iż student polonistyki nie zna się na literaturze byłby cokolwiek dziwny, nie uważasz? ;) A zgodze się, że książka potrafi bardziej działać niż muzyka. Myślę, że bardzo niedocenione są pod tym względem lektury, które są "be" tylko dlatego, że są lekturami... (vide-lalka, proces, zbrodnia i kara, mistrz i małgorzata i wiele wiele innych) a poezję Pan lubi czy prozę raczej?

    OdpowiedzUsuń
  4. Już widzę jak siadam i sobie zaczynam pisać o 'Procesie'. Rozumiem, że polonistka w twoim gimnazjum jest aktywistką znudzoną sztampą programu, a ty szukasz nowatorskiej ściągi, żeby móc ją olśnić swoim mózgiem i mieć dorosłą koleżankę. Nie cierpię czytać i doświadczać poezji, lubię ją tylko analizować. Miłego dnia

    OdpowiedzUsuń
  5. Yy.. nie, źle rozumiesz. a) ominęła mnie patologiczna reforma z gimnazjum; b) skąd pomysł że szukam "nowatorskiej ściągi"?; c) nie chcę nikogo "olśniewać swoim mózgiem", a napewno nie potrzebuję do tego twoich interpretacji. Po prostu lubie te książki i mam do nich sentyment.
    d) w jaki deseń miał być twój komentarz? miał mnie obrazić? obnażyć coś? bo już nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie, nie! Można było odczytać moją wypowiedź jako napastliwą przez to 'rozumiem, że' na początku - nieadekwatne użycie. Zwracałem się do takiego wyimaginowanego ty gimnazjalnego, któremu przydałby się taki blog w stylu uwolnijksiazke.pl, takie widzenie oczami wyobraźni. Chyba i tak nie wytłumaczę tego skrótem myślowym, więc namawiam do 'było-minęło', sztama? Jestem lekko zażenowany ew. dwuznacznością moich tekstów :) Ten akurat nic nie miał zrobić. Na dowód mogę tylko wspomnieć, że wcześniej pojawiło się info o tym, że studiujesz.
    Tylko proza sprawia mi przyjemność, i jeśli miałbym napisać o jakiejś książce to zacząłbym od Magaret Atwood - Wynurzenie. Znajoma pani?

    OdpowiedzUsuń
  7. Spoko. W końcu w Internecie każdy jest anonimowy.. ;-P
    Tak, znam tę panią z opowiadań. Ale tej książki, o której Ty piszesz, to nie czytałam. A dlaczego zacząłbyś właśnie od niej?

    OdpowiedzUsuń
  8. O tym przeczytasz w jednym z kolejnych odcinków, aloha!

    OdpowiedzUsuń