sobota, 18 lipca 2009

Girl With the Gun - Girl With the Gun, Sore Eros - Second Chants


Girl With the Gun
Girl With the Gun

2009, ???


5.1



Brakuje w tym niemal anonimowym dziełku tytułowych dziewczyny i desert eagle'a, ale jasnym jest, że są tylko zmyłką mająca przydać ze wszech miar przyjacielskiej płycie odrobinę nośnej powierzchownej agresji i erotyzmu. To powinno być odkrycie kogoś z Uwolnij Muzykę, kogoś, kto swobodnie przecenił by wartość płyty i sprzedał ją tym, którzy nadal wymieniają Saint Etienne i Belle&Sebastian w dziesiątce najlepszych zespołów ever. Posłusznie poznali Reindeer Section oraz Hope Sandoval, z uporem pozostają pełni sympatii dla Múm, a obecnie z lubością akceptują God Help the Girl oraz większość natchnionego damskiego folku. Niektórzy z nich słyszeli o Siddal i pamiętają szczytowe momenty James. Sporadycznie wracają jeszcze do Placebo żeby łatwiej przełknąć zakradające się do akustyków electro i móc razem z resztą modniaszek słuchać Florence And the Machine i postrzegać jako niezobowiązujący przełom wypłynięcie takich projektów jak The Bird And the Bee oraz Au Revoir Simone. Clap Your Hands Say Yeah i I'm From Barcelona jakoś wyblakły im z czasem na rzecz żywszych dance-punków i Roisin Murphy. Gdyby Rojek wiedział, że jest coś takiego jak Girl With the Gun zaprosiłby to na OFFa.

download

Sore Eros
Second Chants

2009, ShdwPly Records



5.7



Chciałem napisać poemat tragironiczny, którego sugestywna wymowa wytknęłaby raz na zawsze błędy wszystkim ludziom próbującym za pomocą li tylko wzmożonego użycia dystorcji i usilnej identyfikacji z obowiązkową neo-psychodelią przepchnąć się na Parnas muzyków sprzedających swoje albumy w Empikach i Kolporterach. Zamiast jednak zgrzytać zębami nad szarlatanerią uosobioną w Navigatorze, Crepuscule With Pacman oraz Wavves, stwierdziłem, że produktywniej będzie napomknąć o tej tutaj skromnej płycie, która nie doczeka się prawdopodobnie należnej jej sympatii.



Sore Eros, zależnie od utworu - mniej lub bardziej ostrożnie, włącza standardy lo-fi oraz shogaze/noise do sypialnianego popiku. Daje się odczuć, że ten ostatni to naddatek, swoją melodyjną obecnością wyrażający chęć uprzystępnienia wcześniejszych, zgrzytliwych zapewne i denerwujących, nagrań, które szczęśliwie nie ujrzały światła dziennego. Bezpretensjonalne w równym stopniu co Girl With the Gun, choć o wiele bardziej brudne i przez swój liryzm usiłujące przedstawiać się jako silnie doświadczone przez los, Second Chants łatwo porównać do twórczości Benoit Pioularda. W obu przypadkach chropawość i fragmentaryczność mogą być bez problemu uznane za uczciwe wyznanie wierności jakiejś poetyce, a nie za pozerstwo na experimental czy chęć dostąpienia awangardy przez bezmyślne utrudnianie odbioru.
Lekka, piosenkowa przystawka do nowego Mt. Eerie.

myspace

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz