Summertime In Heaven
Summertime in Hell/Orchid Tapes
Pomimo niewątpliwie posiadanego miliarda Ray Banów i witch house'owej nazwy kalifornijskiemu duetowi leży na sercu kreacja surfgaze'u poprzez odnalezienie równowagi między wsiowym beach punkiem a hipsterką noise-popu. Summertime In Heaven leży dokładnie w połowie drogi między Japandroids a Moonhearts a Wavves, choć twórcy kasety powołują się rzecz jasna na MBV i J&MC. Kilka singli zwycięsko aspiruje do wakacyjnych hymnów, ale co ciekawe nie powielając rozwiązań Post-Nothing, a raczej implementując do piosenek drobiny new wave rozumianego jako Interpol (narf). Agresywne, rozbłyskowe jamy starają się usilnie, lecz szczęśliwie bez większych sukcesów, o infantylne artykułowanie wściekłości w dialektach popu lub disco. Wbrew zabawowym zamiarom GA niepokoją, pchają do czynów, co najlepiej obrazuje tęskne "One Night", leciuteńko przywodzące na myśl dokonania Six.by Seven. Bardzo fajne jak na rzecz z połowy skali.
High Life
Best Bless EP
2010, The Social Registry
Sleepy Doug Shaw, twórca jednego z ciekawszych i najmniej docenionych jego zdaniem freak-folkowych albumów 2007 roku - Dar Rosa Mel Apibus - postanowił zebrać ludzi z Gang Gang Dance, Ariel Pink's Haunted Graffiti i własnego zespołu White Magic, aby nagrać tropikalną EPkę. Jest to moje pierwsze indie indie od dłuższego czasu. Ale podobało mi się. Głównie dlatego, że brzmienie, abstrahując od podzwrotnikowej nakładki, nawiązuje do zabawnych Elephant Siksów typu Folklore. High-lightem jest lansowany niedawno na P4k "F Kenya Rip". Szkoda, że presja dream teamu zamieniła wszystkich w luzaków skupionych na manifestacji braku przejęcia faktem, że obok gra ktoś sławny. Kamuflowana trema wygenerowała stypę, wielkie nic, do którego warto z 2-3 razy przychylić ucha żeby goście nie czuli, że skrzyknęli się na darmo. Na dłuższą metę High Life funkcjonuje jako memo: wyszło nowe Sun City Girls - Funeral Mariachi.
Idealna do kolacyjki kolekcyjka klarownych, wykwintnych ambiencików nagranych przez męską część dueciku, który chwilę temu za sprawą EPki The Years całkiem zasłużenie znalazł się na tapetce. Dream indie Memoryhouse rozmyło się na tym minialbumiku w twee-ambient, owocując parokrotnego użytku akcesem do pedalskiej popołudniowej drzemki w plamie słabnącego słonecznego światła. Sam twórca sugeruje wykluczenie Choir of Empty Rooms z oficjalnej dyskografii Memoryhouse (zupełnie jakby mieli tąże). Bez przesady: nudne, ale przekreśla myśl o samobójstewku na jesieni i dobrze robi cerzę.
Miami Horror
Illumination
2010, Virgin/EMI
Ta płyta miała być chyba hitem lata, ale się nim nie stała. Szkoda, bo jest naprawdę przyjemna i poza obszernymi cytatami z Cut Copy czy G.L.O.V.E.S, nie nudzi na dokładnie tyle, ile to możliwe w przypadku autorskiego spojrzenia na autorskie spojrzenia na New Order. Kawałki z damskim wokalem opierają się kliszy, nerwowo podkreślając aluzje do katalogu Italians Do It Better, ale dalej jest tak bardzo pewnie i barwnie, że aż trochę pobolewają uszy, jeśli niezbyt lubi się tańczyć. Tracki z udziałem Alana Palomo (Neon Indian), szczególnie żywotny singielek "Holidays", dodatkowo rozsnuwają płytkę na nowe obszary potencjalnych skojarzeń, wciąż bezpretensjonalnych, bo jak słusznie podejrzewa autor tych piosenek: nie oczekuje się po takim graniu wiele więcej ponad brak uciążliwego patosu. Przez kilka dni używałem Miami Horror w roli odskoczni od fukania na recenzje debiutu Salem. Nie podziałało. Słusznie.
Top Girls Miami Horror
Illumination
2010, Virgin/EMI
Ta płyta miała być chyba hitem lata, ale się nim nie stała. Szkoda, bo jest naprawdę przyjemna i poza obszernymi cytatami z Cut Copy czy G.L.O.V.E.S, nie nudzi na dokładnie tyle, ile to możliwe w przypadku autorskiego spojrzenia na autorskie spojrzenia na New Order. Kawałki z damskim wokalem opierają się kliszy, nerwowo podkreślając aluzje do katalogu Italians Do It Better, ale dalej jest tak bardzo pewnie i barwnie, że aż trochę pobolewają uszy, jeśli niezbyt lubi się tańczyć. Tracki z udziałem Alana Palomo (Neon Indian), szczególnie żywotny singielek "Holidays", dodatkowo rozsnuwają płytkę na nowe obszary potencjalnych skojarzeń, wciąż bezpretensjonalnych, bo jak słusznie podejrzewa autor tych piosenek: nie oczekuje się po takim graniu wiele więcej ponad brak uciążliwego patosu. Przez kilka dni używałem Miami Horror w roli odskoczni od fukania na recenzje debiutu Salem. Nie podziałało. Słusznie.
Attraction EP
2010, self-released
Amatorski dubstep + eteryczne, rozmyte wokale. Platońskie idee, bo nawet nie szkice, piosenek bez ruchu trwających w swojej wiotkości. Wodna mgiełka, zbywająca odbiorcę paroma minutami efemerycznej przyjemności - stanu wydającego się w kontekście tej muzyki uczucichem topornym i ciężkim jak wielki zombie obsługujący młot bojowy w Resident Evil: Afterlife. Lepszym określeniem wydaje się połechtanie - miły dyskomfort budujący przy odpowiednio długiej linii czasu ochotę na więcej. Sami sprawdźcie.
Top Girls jest częścią mikrosceny (Closed Casette, mémoireD'amour, 18 Carat Affair) zaprogramowanej na cool nazwy kolejnych projektów i podzwrotnikowe interpretacje stereotypowo zimnych genres: dubstepu, glamu, mroźnych odsłon shoegaze'u ze skrzydła beautiful noise. Poza czterema trackami składającymi się na Attraction, można z myspace ściągnąć jeszcze kilka innych utworów otagowanych jako dema (zgromadziłem je tutaj). Co ciekawe są one o wiele bliższe konkretu niż oficjalna EPka. Większość to standardy r'n'b i dubstepu podklejone pod wokale utrzymane, owszem, w manierze Toma Krella, ale na poziomie produkcji ponad lo-fi przedkładające płynność debiutanckiej EPki Balam Acab, a w kwestii barw i temperatury wierne inicjalnej inspiracji tropikami. HtDW: Miami. Niewielka liczba odsłon myspace'owego profilu wskazuje na to, że być może faktycznie jest to projekt od początku do końca zainspirowany AŻ TAK nowymi wzorcami. Ciekawe, co przyniesie pełna płyta.
Top Girls jest częścią mikrosceny (Closed Casette, mémoireD'amour, 18 Carat Affair) zaprogramowanej na cool nazwy kolejnych projektów i podzwrotnikowe interpretacje stereotypowo zimnych genres: dubstepu, glamu, mroźnych odsłon shoegaze'u ze skrzydła beautiful noise. Poza czterema trackami składającymi się na Attraction, można z myspace ściągnąć jeszcze kilka innych utworów otagowanych jako dema (zgromadziłem je tutaj). Co ciekawe są one o wiele bliższe konkretu niż oficjalna EPka. Większość to standardy r'n'b i dubstepu podklejone pod wokale utrzymane, owszem, w manierze Toma Krella, ale na poziomie produkcji ponad lo-fi przedkładające płynność debiutanckiej EPki Balam Acab, a w kwestii barw i temperatury wierne inicjalnej inspiracji tropikami. HtDW: Miami. Niewielka liczba odsłon myspace'owego profilu wskazuje na to, że być może faktycznie jest to projekt od początku do końca zainspirowany AŻ TAK nowymi wzorcami. Ciekawe, co przyniesie pełna płyta.
Two Bicycles
The Holy Forest EP
2010, self-released
Połowa Memoryhouse wzięła się za ambient, a połowa Teen Daze za ambient-folk. Po nazwie widać od razu, że całość będzie mocno zindiezowana, a jeśli dodam jeszcze, że inspiracją dla EPki była wzruszająca historia powrotu do małej ojczyzny i zastanie ugoru miast lasu... Na papierze tragedia dotkliwa jak Dolina Issy. W praktyce broni się, choć trudno zaprzeczyć: największym osiągnięciem Two Bicycles jest nieśmiałe ewokowanie twórczości na przykład Early Day Miners odpowiednio podrasowanej w photoshopie nowych genres. Jak łatwo byłoby nałożyć *charakterystyczną kompresję* na The Sea And the Rhythm lub Woman King i sprzedać te wspaniałe EPki Iron And Wine jeszcze raz. Mnożylibyśmy wtedy byty odrobinę mniej ponad potrzebę.
Do "Choir...". Twórca nawet nie sugeruje, a żąda, na tumblrze Memoryhouse, który sam prowadzi, pisze tak: "Just to clarify, as there seems to be some lingering discrepancies regarding what this release is, Choir of Empty Rooms is a solo release by Evan Abeele, and not by Memoryhouse." Tyran.
OdpowiedzUsuń