sobota, 14 maja 2011

Grouper - A I A: Dream Loss / Alien Observer

Grouper
A I A: Dream Loss / Alien Observer

2011, Yellowelectric



3.1



Można w nieskończoność wyobrażać sobie rzeczy delikatne, oszukańczo korelujące z bliżej nieokreśloną niezwykłością. Krągły bloczek popiołu odrywający się od reszty papierosa wprost w powietrzne arkana albo dwie książki sprzężone drukiem, gdy polegują jedna na drugiej szeroko rozchylonymi kartami. Można w kółko kluczyć wyobraźnią pośród tego typu zjawisk, ale ustawiczne wyłanianie z otoczenia pseudoczarodziejskich przenośni zmienia poetyckość w acte gratuit. Okazuje się, że niewiele zostaje z tych obrazków w pamięci i trzeba od nowa, równie bezzasadnie, dostrzec coś więcej w zajączkach księżycowego światła, echu odległego koncertu itp.

***
Ucieszyłem się czytając poniższy akapit. Nawet apologeta Becketta nie potrafi obronić jego sztuki:
Przestrzeń literacka zostaje wypełniona słowami jak pustynia piaskiem. Czy zmąci i znuży wzrok i umysł publiczności? Wręcz przeciwnie. Właśnie dlatego, że wszystko, na co trafia czytelnik, jest (ale czy naprawdę jest?) błahe – zaczyna znaczyć nadmiernie. Ponieważ na tej Saharze nic nie ma, każdy cień, przedmiot, wzniesienie przykuwa uwagę i zapowiada niezwykłość. Pustka prowokuje do działalności intelektualnej. Rzecz w tym, że cokolwiek zostanie powiedziane, rozwija się zaraz, kojarzy, obrasta wspomnieniami, podobieństwami, aluzjami. Między dziełem a czytelnikiem wywiązuje się osobliwa gra, ponieważ chce on koniecznie narzucić głębszy sens wszystkiemu, co napotyka. Tak działa – dzisiaj! - konwencja literacka, która nie znosi mówienia na nic i uprzywilejowuje znaczenia ukryte. Mistrzostwo pisarza polega zatem na uruchomieniu znaczeniotwórczej zdolności umysłu. (J. Błoński, Samuel Beckett, "Dialog" 1973, nr 10, s. 96.)
Na przykład: Cisza... najpiękniejsza z kompozycji. To, co ukryte, jest w tego typu stwierdzeniach uprzywilejowane tak samo, jak ubytki w ciele kadłubka. Możemy uruchomić znaczeniotwórcze zdolności umysłu i wyobrazić sobie kaleką karykaturę człowieka jako Adonisa zrywającego piersią szarfę na mecie, lecz tak naprawdę większość umysłów zabawia się wizją przewrócenia żuczka na pancerzyk i obserwowanie jak majta... och, ups. Językiem. Błagając o litość.

***
Pomyślmy równolegle o Bogu i bólach fantomowych lub urojonych ciążach. Twórcy zatrzymują się na półmetku, bo mogą – nasza natura sprawia, że jesteśmy podatni na wykorzystanie przez łatwe piękno niedopowiedzeń. Wprzęgamy się w wielokropki i ryjemy w kieracie aliteracji, a żeby wynagrodzić sobie tę znaczeniotwórczą pracę zawsze wyłaniamy coś pięknego. Sugestie obarczają nas ciężarem, który podszywa się pod trudy współtworzenia dzieła. To nie jest komplement. Mydlące oczy pochlebstwo, bo często odwalamy całą robotę, podczas gdy Artysta ogranicza się do kilku odosobnionych, zdecentralizowanych gestów. Nawet nie pracujemy, żeby sporządzić konkretne wyobrażenia, lecz po prostu bezwładnie kojarzymy.

Alien Observer, lepsza połowa A I A, to ładna płyta, której w ostatnich dniach wielokrotnie *używałem* jako nieinwazyjnego tła minut poprzedzających sen. Muzyka przywołuje obrazy nocy, zaprzecza nudnej logice otaczającej nas rzeczywistości, faworyzując porządek sennego marzenia, ale można spożytkować w ten sposób setki innych albumów, których największą wadą w stosunku do A I A byłaby jedynie mniejsza aktualność, a największą zaletą brak wśród indeksów tracklisty "Mary, On the Wall" – jednego z najsłabszych utworów jakie przydarzyło mi się słyszeć w muzyce ostatnich miesięcy (na granicy █ ▄ █ █ ▄ ██ ▄ ██ ▄█, na równi z Twinsistermoon).

Przypominam piękny singiel Hold-Sick, który, w przeciwieństwie do A I A logicznie rozwijał wątki z Dragging A Dead Deer Up A Hill, sugerując, że na dalszych etapach dyskografii Liz będzie można spodziewać się więcej tak magicznych chwil jak "Heavy Water/I'd Rather Be Sleeping". Przypominam świetne Broken Deer, jeden z kluczowych projektów wczesnego Olde English Spelling Bee. Polecam A Siren Blares In An Indifferent Ocean, tegoroczny debiut Bridget Hayden, mieszającej protogotycki pop spod znaku Austry z kineskopowym noisem Inca Ore, gongorystycznymi impresjonizmami Svarte Greinera i Aidana Bakera oraz dekadencją Yoga. Przypominam też Magic Place Julianny Barwick. Przy tak znacznej konkurencji (nie wliczając kilku godnych uwagi pozycji z kręgów witch house'owych) nowy dualbum Grouper to piękno zbyt łatwe, aby mogło długo maskować swoją jałowość.

4 komentarze:

  1. no, widzisz, a mnie julianna szybko się znudziła, w przeciwieństwie do A I A, więc to 'przypomnienie' na nic.
    i sęk w tym, że nikt tu się nie maskuje...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ktoś na Screenagers porównywał "Magic Place" do kawałków Biebera z obniżonym bpm, ale takie zestawienie jest jak porównywanie piwnicy z otwartym jednym oknem i gotyckiej katedry: mrocznie jest, kurz polatuje, ale zostaje kwestia SKALI, tematu itd. Pomiędzy "A I A", a większością witch house'ów sięgających po śmieciowaty ambient, nie potrafiłbym przeprowadzić takiego rozróżnienia.

    Sam się trochę dziwię, że wolę Barwick, bo jednak bliżej mi do ciemnych atmosfer, ale jednak nie mogę zapomnieć o "Hold/Sick". Ten singielek był dla mnie upragnioną ścieżką rozwoju dla Grouper. Na "A I A" Harris zboczyła w rejony, które wydają mi się już zbyt abstrakcyjne. Początek "Alien Observer" jeszcze dobrze zwiastuje, ale w połowie już trudno odróżnić kawałki od siebie i nie dlatego, że wszystkie są równie "piękne", ale dlatego, że żaden pod fasadą rekwizytów, których pełną listę udostępnili Sigur Rós na "( )", nie zawiera właściwie niczego na kształt *kompozycji*. Nie bez kozery wspomniałem o █ ▄ █ █ ▄ ██ ▄ ██ ▄█, nagrywce, która mogła oczarować równie łatwym kosztem, gdyby gość świadomie nie zaznaczył, że jego starania są karykaturalne. Nie zmienia to faktu, że płytki są przyjemne, można się zapomnieć przy nich itd., ale jednak jakoś trudno mi ich urodę uznać za zaletę, kiedy codziennie trafia do sieci sto pozycji o identycznym paradygmacie.

    OdpowiedzUsuń
  3. nie wiem czy ambicją liz jest tworzenie *kompozycji*, chyba właśnie nie, interesują ją songs that move on their own, that have an autonomous monstrous quality, songs from another world (to nawet jest chyba trudniejsze hehe).
    zaczynam mieć uczulenie już na witchhousowo-synth-darkowo-coldowo-dreamowo-ambientowe rzeczy. co nie oznacza, że parę z tego bumu mi się podoba.
    najlepsze jest to, że po sukcesie dragging wydaje dwa albumy, na których nie znajdzie się już dwu i pół minutowych piosenek, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. piszesz, że do połowy alien observer jest ok, a potem wszystko się zlewa. inaczej to słyszę, ale nie chcę rozpoczynać kolejnej jałowej dyskusji o odbiorze muzyki, a o teorii muzyki sobie nie podyskutuję bo się na tym nie znam.
    dla mnie grouper jest wyjątkowa i tu pewnie dochodzi też askpekt poza muzyczny.
    płyta pani julianny jest bardzo dobra, ja wolę punkową grouper.

    OdpowiedzUsuń
  4. oba albumy baardzo mi podpasowały. po pierwsze znalazły się na nich utwory, które liz grała podczas unsoundu 2 lata temu. po drugie ten materiał nadaje się w sam raz na zbliżające się letnie upały. wyczerpywanie się w 40 stopniowej gorączce będzie kojące i beznamiętne. lowe.

    OdpowiedzUsuń