czwartek, 12 kwietnia 2012

Wywiad z Lubomirem Grzelakiem (Sangoplasmo Records)

W przeddzień premiery nowych wydawnictw w Sangoplasmo Records zapraszam do przeczytania rozmowy z Lubomirem Grzelakiem, prowadzącym wytwórnię.

Wydaje się, że na polskim rynku fonograficznym wydawanie kaset może mieć tylko dwa podłoża: albo jest opłacaną przez rodziców fanaberią hipstera albo wynikiem pozytywistycznej wytrwałości. Jakie były początki Sangoplasmo?

W czasach liceum prowadziłem netlabel By?em Kobieta records z darmowymi wydawnictwami. Wypuszczałem głównie własne albumy i moich dobrych znajomych. Szymek, z którym grałem w Chłopomanii założył z naszym tancerzem, Cocker Cockiem świetny hypnagogic-popowy projekt Damiano CZ. W By?em Kobieta ukazała się ich EPka 1996, zastanawiałem się nad wydaniem ich longplaya na kasecie magnetofonowej. Pomysł nie został w końcu zrealizowany, za to ja nie mogłem przestać myśleć o taśmach. Sam nośnik zawsze był mi dość bliski, za gówniarza kolekcjonowałem wytwory świetnej wówczas polskiej sceny hip-hopowej, później od czasu do czasu wpadały mi w ręce kasety małych labeli black-metalowych i sceny eksperymentalnej, głównie harshnoise. Pod koniec 2010 roku zaproponowałem Aranosowi nagranie materiału.

Wchodzę na stronę Twojego labela i dziwię się: ta czaszka, ta czcionka... Przeczuwam fascynata Ameryki Łacińskiej, jarmarcznego okultyzmu, podejrzanych technik medytacji. Takim sztafażem epatują raczej zachodnie mikrolabele listowane na Animal Psi. Skąd takie klimaty na polskim gruncie?

Zawsze interesowałem się biologią, kryptozoologią, okultyzmem i zjawiskami paranormalnymi. Przeniosłem tę estetykę na grunt wytwórni, by w jakiś sposób uspójnić wizualnie wydawnictwa muzyczne. Nie miałem ochoty na to, żeby mój label był niezapisaną tablicą, żeby konstytuowały go tylko wydane dotychczas albumy. Chciałem żeby potencjalny słuchacz choć trochę mógł domyślać się co tutaj usłyszy. To także swoista wskazówka dla artystów z którymi nawiązuję kontakt lub którzy planują wysłać do nas demo. Traktuję wytwórnię bardziej jako przestrzeń wystawienniczą, którą zapełniam tak jak mam na to ochotę. Nasz, jak to nazwałeś, sztafaż jest pewnego rodzaju uniwersalnym kodem, zupełnie jak język esperanto, w którym nadałem nazwę wytwórni.

Przyznaję, że coraz częściej zdarza mi się myśleć o muzyce kasetowej w kategoriach oddzielnego genre, jak gdyby nośnik formował osobną kategorię gatunkową.

Nie mogę się z Tobą zgodzić, dla wielu wytwórni wydawanie na kasetach jest swoistą inicjacją, rozgrzewką i czasem na zebranie funduszy przed rozpoczęciem wydawania na płytach gramofonowych. Nazwałbym to nie oddzielnym gatunkiem, ale sceną wydającą głównie na nośnikach analogowych, autorów i słuchaczy znudzonych pozbawionymi duszy cyfrowymi płytami CD i CDr, którym tak blisko do zwykłych plików mp3.

Jesteś zapewne posiadaczem magnetofonu. Co to za sprzęt i czy zakupiłeś go świadomie, czy może raczej odziedziczyłeś jakiś klasyczny magnetofon z duszą?

Ostatnio najczęściej słucham kaset na czarnym walkmanie SONY WM-DDII. Pięknie zaprojektowana, ciężka i szlachetna konstrukcja.

Robisz wszystko sam, czy tak naprawdę Sangoplasmo to jakiś kolektyw anonimowych hobbystów?

Właściwie robię wszystko sam, ale wielkim wsparciem jest moja dziewczyna. Często proszę ją o zdjęcia, które mógłbym użyć na okładki. Jej fotografia znajduje się na froncie Piętnastki, jest też odpowiedzialna za artbook z kolażami dołączony do taśmy Katapulto. Bardzo pomaga mi też mama, która czasem chodzi za mnie na pocztę.

Muzycy przysyłają Tobie materiał w wersji elektronicznej lub na cd. Co potem? Sam zgrywasz ich muzykę na taśmy czy też zajmują się tym profesjonaliści?

Wszystko robię sam, na podwójnych deckach Technicsa.

Jeśli to nie tajemnica, to może zdradzisz koszt wydania kasety?

Dokładny koszt nie jest zawsze taki sam. To zależy od ilości, długości i koloru taśm, użycia tampodruku lub naklejek, techniki wydruku okładek. Część kopii należy też oddać artyście odpowiedzialnemu za materiał muzyczny. 15 złotych, cena jednej kasety z Sangoplasmo to właściwie zwroty kosztów produkcji.

Postrzegasz w ogóle swój label jako produkt? Mam na myśli nie tyle finansowe czy brandingowe tło. Zainteresowanie Polaków muzyką eksperymentalną, niszową jest ekstremalnie małe.

Małe zainteresowanie Polaków muzyką eksperymentalną wynika pewnie z braku świadomości o istnieniu takowej. Nie mamy fizycznych sklepów, w których muzykę eksperymentalną mogą znaleźć. Jedyną możliwością takich zakupów są koncerty, ale o nich też trzeba się wcześniej dowiedzieć. Ci, którzy mają na to czas, szukają muzyki w Internecie. Ludzie z Polski to mniej więcej połowa kupujących nasze taśmy. Wydaje mi się, że to w sam raz.

Podejmowane przez ciebie zabiegi promocyjne przypominają strategie zachodnich mikro-labeli. Odbiorcę Sangoplasmo widzisz chyba pośród czytelników blogów lub nawet wśród samych blogerów, a nie odbiorców „dużych” serwisów. Jednym słowem: nisza w niszy. Masz konkretną wizję swojego targetu, idealnego słuchacza kaset Sangoplasmo?

Nie zastanawiałem się nad tym. Staram się wydawać rzeczy, które przede wszystkim mi się podobają i pasują do założeń labelu. Cieszę się, że istnieją ludzie, którzy to doceniają, kupują i lubią ich słuchać.

Jak wyobrażasz sobie przyszłość muzyki tworzonej i wydawanej w domowych warunkach? Część pozycji w katalogu Sangoplasmo to nagrania, których nie sposób nazywać muzyką – przynajmniej według słownikowej definicji. To raczej zapisy wydarzeń, miejsc, nastrojów. Na przykład ostatnia taśma Edwarda Sola – godzina wściekłego kumkania żab i inne odgłosy upalnej nocy – to prędzej event dźwiękowy, niż muzyka...

Ta efemeryczność to immanentna cecha nagrań czysto field-recordingowych, taśma Edwarda idealnie ją eksponuje. Cieszę się, że wydaliśmy ją w środku zimy.

Starasz się kształtować katalog Sangoplasmo podług jakiegoś klucza? Łatwo ulec wrażeniu, że poszczególne pozycje w katalogu labela łączy jakiś nieuchwytny wspólny mianownik, niezależnie od narodowości, czy reprezentowanego gatunku muzyki.

Jest on nieuchwytny również dla mnie.

Nawiązałeś ostatnio współpracę z amerykańskim labelem Tomentosa. Jak układa się współpraca Sangoplasmo z zagranicznymi wydawcami i jakie tytuły z katalogu „partnerów” polecasz?

Od dłuższego czasu regularnie wymieniam się wydawnictwami z wytwórnią Full of Nothing z pięknej Republiki Karelii. Czasem mamy w dystrybucji głównie dronowe i ambientowe taśmy z fińskiego Jozik records, czy świetne płyty CD ze szwedzkiego labelu Release The Bats. Tomentosa to jeden z kilku zagranicznych sklepów, które biorą na swoje półki nasze wydawnictwa.

Podziel się swoimi fantazjami wydawniczymi. Masz wizję idealnej kasety w katalogu Sango? Czyj to materiał, jak prezentuje się poligrafia?

Staram się żeby każda taśma wydana była najlepiej jak tylko potrafię, okładka i opracowanie graficzne były spójne z zawartością dźwiękową. Coraz częściej wydajemy taśmy z nadrukiem techniką tampondruku, który wygląda bardziej elegancko niż naklejki. Nie lubię kiedy trafiają do mnie taśmy z innych labeli, gdzie okładka jest na przykład zadrukowana tylko na froncie, a naklejka na taśmie naklejona tylko na jednej stronie, widocznej na zdjęciach promocyjnych. Czuję się wtedy trochę oszukany. Uważam, że zamknięta w pudełku kaseta oprócz zawartości muzycznej powinna ukrywać także wizualną, dostępną tylko właścicielowi.

1 komentarz: