środa, 26 września 2012

Sophie Hutchings - Night Sky

Sophie Hutchings
Night Sky
2012, Preservation


5.7



Night Sky nagrano z myślą o egzaltowanym, kontemplacyjnym odsłuchu. Płyta startuje dopiero po pięciu sekundach, użyczając czasu na wygodne ułożenie głowy na poduszce. Kontrolne wejrzenie w repertuar, wypróbowanie stroju pianina – kolejne chwile na zadomowienie się. Pierwsze dźwięki wybrzmiewają w hojnym miksie tak długo, że łudzą słuch perspektywą wychwycenia alikwot – następne kilkadziesiąt sekund na poszukiwaniu możliwie wygodnej pozycji. Ci, którzy w miarę szybko uporają się ze swoim ciałem, dosłyszą być może brzęknięcie bransoletek na ręce autorki – odgłos, który – podchwycony i zloopowany – przeobraża się w subtelne metrum tamburynu, prowadzącego zakosami tajnego duktu do sanktuarium, gdzie posągi Earth i Bersarin Quartett obrastają w festony mchu.

Bogate tła – ręcznie wymalowane na ruchomych płytach i parawanach – przesuwają się wokół umieszczonego w centrum pianina, ilustrując romantycznymi landszaftami meandry tonacji. Mechanikę Night Sky aż chce się zestawiać z manewrami teatralnej scenografii i chyba należy pogodzić się z zażenowaniem, jakie zwykło towarzyszyć takim porównaniom. Nie można inaczej, kiedy w podściółce „Shadowed” rozbrzmiewa świątobliwy baryton, utwierdzający słuchacza w słuszności wyborów dokonywanych bezwiednie przez jego wyobraźnię. Owszem, ów głęboki, męski głos – dobiegając z dystansu, zza gęstwiny ociężałej melodii smyków – potwierdza majaczący przed oczami obraz potężnego, faulknerowskiego jelenia-byka, znieruchomiałego na rykowisku w oczekiwaniu aż rozwieją się spowijające go kłęby pary, dobyte przez krew rozgrzewającą się wraz ze wstającym słońcem z osiadłych na sierści kropel rosy. Tak wyraźny przez moment, obraz rozprasza się w łańcuszku chrapliwych kobiecych szeptów.

Chwilę później („Between Earth And Sky”) pasaże klawiszy podążą rwanym, skokowym rytmem, co chwila tłumione i podejmowane na nowo w lekko odmienionej formie. Pianistka wytłumia klawisze miękko uderzając je kantem dłoni i modeluje akordy, hamując zniecierpliwienie niesubordynacją melodii, która odmawia urzeczywistnienia się w kształcie odciśniętym w pamięci. Obraz dłoni postawionej na sztorc w poprzek strumienia, aby zatamować uporczywy proces blaknięcia wspomnień lub oswoić muzykę usłyszaną we śnie... Kontrastem dla gubiącego wątek „Between Earth And Sky” jest poruszające, impresjonistyczne „In Light”, gdzie ciepłota melodii, frazowanej z uczuciem, ale powolnie, budzi skojarzenia z leniwym dreszczem przebiegającym taflę mulistego rozlewiska.

Sporo tej poezji, ale nawet pozornie bezbarwne przygrywki – na przykład pogodniejsze partie „Half Hidden” – wyposażono w detale uzasadniające pretensjonalność. Zaraz po wejściu akompaniujących klawiszom skrzypiec – szorstkich, niemal brutalnych, wywołujących skojarzenie ze starymi, zapiekłymi w rozstrojeniu instrumentami porzuconymi na strychu kompozytora – okazuje się, że filuterny pasażyk w stylu Donny Reginy był żartem, a przebłysk ironii na płycie neoklasycznej to przecież rzadki skarb. Sophie imponuje precyzja Nico Muhly'ego i Nilsa Frahma, ale dopiero terminuje w ich szkole, nie potrafiąc się jeszcze odżegnać od fascynacji żywiołowością Clann Zu czy Nancy Elizabeth (Wrought Iron, 2009).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz