niedziela, 23 grudnia 2012

Piotr Kurek - Edena

Piotr Kurek
Edena
2012, Sangoplasmo






Ponowna lektura Bladego ognia naprowadziła mnie na trop interpretacji, którą intuicyjnie wyznaje zapewne wielu słuchaczy Edeny. Nabokov rozpoczyna swoją powieść od poematu składającego się z czterech pieśni. Fikcyjny poeta John Shade pisze w pierwszej z nich o przemijaniu, wyraźnie stylizując strofy na najsłynniejsze dzieło poetyckie T. S. Eliota. Oto jak brzmi jedna ze zwrotek (wersy 130-139) w przekładzie Roberta Stillera z 1994 roku:
Byłem jak gdyby cieniem jemiołuszki
Zabitej przez pozorną głębię szyby.
Miałem mózg i pięć zmysłów (jeden wyjątkowy),
Poza tym dziwak i niezdara. W snach
Bawiłem się z innymi chłopakami,
W istocie nie zazdrosny o nic: może
Prócz cudu lemniskaty odciśniętej
W wilgotnym piasku przez bezczelnie zwinne
Koła roweru.
Lemniskata to symbol nieskończoności, położona ósemka, która na okładce nowego albumu Piotra Kurka została postawiona na sztorc, jakby w geście przeciwstawienia innemu symbolowi bezkresu: widocznym w tle okładki falom, rzadkim u góry, a gęstniejącym u dołu ilustracji. Wciągam do pola skojarzeń wszystkie banalne akwatyczne metafory powiązane ze wspominaniem – zmierzać pod prąd zapomnienia, wchodzić dwa razy do tej samej rzeki – aby zwrócić uwagę na zamierzoną tandetność Edeny. Spora doza kiczu, co i rusz wyzierającego spod wartkiej akcji albumu, naprowadza po pierwsze na skojarzenia ze space operą, kosmicznym buffo lubującym się w wizgu pocisków laserowych i dialektach robotów, po drugie zaś z baśnią w typie Edwarda Leara, a więc z absurdem w kojącym metrum ballady.

Przykładem „Goddess Eye”, jeden z najbardziej porywających utworów, jakie w tym roku słyszałem, odpowiednik znakomitego zamknięcia Heat. Dynamizm tej kompozycji sięga wręcz barokowej intensywności, relacja z jej odsłuchu przypominałaby streszczenie filmu akcji, więc ograniczę się do kilku wrażeń z leitmotivu w postaci zabawnego, nadętego tenoru. Nie chcę zapędzić się w rozróżnienie, czy mamy tu do czynienia z głosem ludzkim, czy może z niecodziennie „nastrojonym” syntezatorem; istotne, że ów „wokal” to brakujące ogniwo w dotychczasowej twórczości Kurka. Dzięki temu karykaturalnemu „śpiewowi”, przechodzącemu w natężonych rejestrach w rozwibrowany drone, wspomniana wyżej tandeta rozkwita wyobrażeniem kreskówkowego imperatora, który w kąpieli (balia z pianą, gigantyczna gąbka, tłuściutka pacha i wąsiska władcy galaktyk) pieje na cześć bogini, której jest podnóżkiem. Na taborecie widać porzucony mundur dowódcy floty gwiezdnej, gdzieś w tle zaś daje się wyłapać cień wiernego sługi.

Oto lemniskata, którą podsuwa słuchaczom Kurek do obwodzenia jej palcem. Kosmiczne tematy rodem z imaginarium Kowboja Bebopa i Generała Daimosa to ekwiwalenty „bezczelnie zwinnego koła roweru”, motywy wesołe i pełne ironii, jakże odmienne od zaprawionego tanim sentymentalizmem tonu większości muzycznych memorabiliów. „Goddess Eye” z burleskową arią, której dalekowschodnie echo odnaleźć można na tegorocznym albumie Belbury Poly (w mistycznym „The Geography”), tytułowa „Edena”, której ulokowany w trzeciej minucie punkt kulminacyjny, pomimo szczytowej intensyfikacji ogrywanych wcześniej wątków, wyzwala poczucie lekkości znane z The Magic Place Julianny Barwick, czy wreszcie „Becoming Light”, sugerujące wynikanie Edeny wprost z Nouveaux Gymnastes, by za chwilę zerwać wszelkie koneksje... Chyba wystarczy, żeby dowieść gęstej konsystencji albumu.

Czy warto tagować: kosmische, hauntologia, drone, avant-pop? Oczywiście, czemu nie, ułatwiajmy sobie bibliotekarskie wysiłki, ale przede wszystkim należy zakonotować sobie autorski rys Edeny, bazujący na zabiegu tak dobrze opanowanym przez Nabokova, a więc na zniewalaniu i wyzyskiwaniu konwencji, tak by służyły za wygodne wehikuły dla myśli pouczających i zabawnych (przede wszystkim zabawnych) i pozwalały w nieskończoność wracać (nie tylko pamięcią, lecz całym sobą) do tego wszystkiego, co ekscytowało w tak zwanych „dawnych czasach”. Przychodzi na myśl jeden z aforyzmów Nietzschego, zatytułowany Wieczne dziecko: „Sądzimy, że bajka i zabawa to sprawy dzieciństwa: o, jakimiż krótkowidzami jesteśmy! Jak gdybyśmy w jakimkolwiek wieku mogli żyć bez bajki i zabawy! Nazywamy i odczuwamy je wprawdzie inaczej, ale w tym właśnie dowód, iż chodzi o to samo – gdyż i dziecko odczuwa zabawę jako swoją pracę i bajkę jako swoją prawdę”.

4 komentarze:

  1. To lemniskata, ale przede wszystkim wstęga Mobiusa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Filipie! Robisz jakieś podsumowanie roku? Mam wrażenie, że tylko ono może być ciekawe i zaskakujące.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Publikację podsumowania roku rozpocznę w pierwszych dniach stycznia. Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  4. http://www.mediafire.com/download/4a9sf2qo9zvu8fh/%28sango027%29+piotr+kurek+-+edena.rar

    OdpowiedzUsuń