For Granted Is His Will
2012, Sangoplasmo
6.7
Poligrafia For Granted Is His Will prezentuje się jednak jako odskocznia od jątrzącej tematyki funeralnej. Można by się nawet spodziewać impresjonistycznej łagodności po okładce przedstawiającej zbliżenie wilgotnego iłu lub kawioru, czarnej ikry. Można by podejrzewać, że zdjęcie ziarniste, lecz utrzymane w ciepłych barwach pełgającego w przewiewie światła, zwiastuje nagrania z linii RxRy – eksperymentalny house, reinterpretujący pierwsze kroki Boards of Canada przez pryzmat prądów witch house'owych i post-chill wave'owych. I faktycznie, na najnowszej kasecie Ruby traktuje harsh noise – swoją flagową estetykę – raczej jako sygnaturę, niż środek ekspresji. Przeszywające i brutalne dźwięki pełnią rolę demonicznego sztafażu, cedując odpowiedzialność za manipulowanie emocjami słuchacza na subtelne zabiegi produkcyjne i aranżacyjne. Obszerne fragmenty tajemniczego słuchowiska – wypełnione nagraniami terenowymi i cytatami z almanachów dark ambientu – dedykuje Burial miłośnikom ubiegłorocznych albumów Oneohtrix Point Never i Kreng. Napór tej abstrakcyjnej rzeki z trudem dyscyplinują świetliste pasaże syntezatorów, ewokujących pracę skorodowanych klawiszy okrętowego pianina, którego sęki rozsadza wilgoć i solne wrzody.
Te instrumentalne „dyscypliny”, trzymając w ryzach szaleństwo odręcznych szkiców – co i rusz chętnych przekroczyć na pajęczych nóżkach marginesy – prowokują jednocześnie do wyczulonego odsłuchu, przezwyciężenia dyskomfortu budzonego przez chaotyczny i uporczywie świdrujący materiał. Zmysłowości żywego – choć bezlitośnie wykręcanego, aż do gombrowiczowskiej śmieszności – instrumentarium więcej w drugim na taśmie „Our Rainbow”, gdzie do głosu dochodzi na przykład egzotyczna indyjska tanpura, kreśląc pospołu z orientalnym falowaniem syntezatorów postapokaliptyczny pejzaż, pełen bazaltowych i obsydianowych powierzchni, które dawno już zostały włączone na stałe do rekwizytorni nowoczesnej muzyki drone. Pomimo tej niespodziewanej swojskości, sprawiającej niewątpliwie ulgę po ekstremach „The Saintly Death”, chce się wracać do inicjalnych chwil wydawnictwa. Na potrzeby wnikliwej kontemplacji warto zapętlić sobie pierwsze pięć sekund taśmy. Dwa silne uderzenia tępym, wydrążonym przedmiotem wzniecają nad powierzchnię odsłuchu chmury sypkiego pyłu o lotnej konsystencji pudru. Zaprószona przestrzeń zdaje się nabrzmiewać tryskającymi leniwie gejzerami próchna, jak gdyby rozpękły się naraz dziesiątki purchawek, uwalniając miriady lepkich zarodników do dusznej atmosfery zabitej na głucho szopy, byle jak skleconej z desek wyschniętych na wiór w towarzystwie spróchniałej kości i pasm zmurszałych szarpii.
Chcąc nie chcąc, zależnie od doraźnych wymogów Buriala symplifikując lub komplikując odczucia, lawirujemy wśród motywów istotnych dla wyobraźni wanitatywnej. Ruby poświęcił For Granted Is His Will pamięci zmarłego brata, który na świecie pozostawał jedynie rok (1981-1982). Uładzenie harsh noise'owych wtrętów można by interpretować jako działanie per analogiam wobec wizji delikatnego, dziecinnego ciałka złożonego w grobie, lecz żywego w pamięci pomimo upływu z górą trzech dekad. Poszerzenie palety barw wydać się może artystycznym wariantem refleksji snutej przez uczestników stypy nad przekreśloną – lecz świetlaną przez wzgląd na godną tkliwość – przyszłością zmarłego maleństwa. Dobierając poszlaki interpretacyjne pod kątem ich spolegliwości fałszujemy jednak uczuciową rzeczywistość albumu Buriala. Klucz ciepła, tęsknoty, hołdu nie wyjaśnia grozy i intensywności (nie mam tu na myśli siły, lecz skierowanie do wewnątrz, przeciwieństwo ekstensywności) oferowanych przezeń doznań, wśród których doszukać się można między innymi symptomów udręki sumienia, pasji samookaleczeń i innych autodestrukcyjnych tropizmów. Jednym słowem, próbując oswoić sobie to nagranie, przechodzimy obojętnie wobec podjętej przez Ruby'ego niebezpiecznej gry: jego taśma ryzykuje sympatię słuchacza, nie liczy na jego aprobatę czy solidarność, nie tuszuje ani nie upiększa treści psychicznej autora, treści, na której znaleźć można niejeden rys perwersji.
Weźmy choćby pod uwagę przypuszczenie, że bujna wyobraźnia Claya Ruby'ego przetapia doświadczenie śmierci na rozrywkę: zbiory obrazów, dźwięków, animacji. Ciało zmarłego oseska, młodszego brata, przestaje funkcjonować jako korpusik, zwłoczki, pomimo czułych zdrobnień obleśnie zimne i posiniałe. Pod naporem protestu zgłaszanego przez estetyczne roszczenia żywego świadka rozkładu (rzadko kiedy estetyzm okazuje się silnym przejawem witalności, zwykle jest raczej atrybutem dekadenckiej inercji) trup kapituluje i, zamiast nawiedzać żywych, by wywoływać nieskończoną emocjonalną bulimię, odcieleśnia się i – wyzbywszy się ohydnego zewłoku – umyka demonicznym zaświatom, by włączyć swą energię w obieg intelektualnych podniet. Przyobleka kształt symbolu, rzeczywistości podręcznej, którą w odróżnieniu od zwłok można obdarzyć prawdziwym uczuciem, mimo że nie jest bardziej od nich ożywiona. Jak pisze Lacan:
W fetyszyzmie podmiot sam mówi, że uważa swoją rzecz, rzecz wyłączną, za tym bardziej satysfakcjonującą, im bardziej jest nieożywiona. W ten sposób przynajmniej zachowuje całkowity spokój, gdyż jest pewien tego, że nie zazna z jej strony zawodu. Kochać pantofel to naprawdę mieć przedmiot swoich pragnień w zasięgu ręki. Przedmiot pozbawiony wszelkiej właściwości subiektywnej, intersubiektywnej lub transsubiektywnej to coś bardziej pewnego.
Dzięki demontażowi doświadczenia śmierci i dzięki jego rearanżacji – z tradycyjnego żalu na przygodę wyobraźni, z rozczarowująco martwego ciała na tani, lecz satysfakcjonujący przedmiot – Clay Ruby może pogodzić fascynację emblematami śmierci z zadawnionym bólem po stracie członka rodziny. Ta fascynacja i ten ból to dwie niezależne od siebie instancje jego wnętrza, nie powiązane węzłem przyczynowo-skutkowej zależności, jak chciałaby kultura funeralna i ściśle z nią zespolona psychoanalityczna bigoteria. Można próbować wywieść jedno od drugiego, sklasyfikować muzyczną działalność Burial Hex w kategoriach odruchu kompensacji, jednakże na drodze takim staraniom staje sam materiał muzyczny, skrywający pod płaszczykiem wzruszającej dedykacji demonstracyjne i wolnomyślicielskie odtrącenie (na rzecz artystycznego wyrazu!) zarówno mediewalnych podręczników dobrego umierania, jak i współczesnych poradników otwierających komfortowy przesmyk w doświadczeniu żałoby.