Hymn to the Immortal Wind
2009, Temporary Residence
7.0
Kolosalne orkiestracje (podobno momentami piłuje naraz 28 osób) leją się z głośników, w krótkim czasie zmuszając do panicznego oddychania ostatnim bąblem powietrza zachowanym pod sufitem. Jeśli ktoś pamięta sceny ślubu lub spotkania Sparrowa z krakenem z ostatnich Piratów z Karaibów, może sobie pod nie swobodnie podstawić np. takie Follow the Map i nic nie ujmie z potwornie cholesterolowego patosu chwili. Przy czym: mowa o Piratach z Karaibów, więc nie da się wymazać z tła awanturników, przygody, bezkresnych mórz i tajemniczych archipelagów, które poprzez swoje rozrzucenie są idealnym schowankiem nasyconej, skrytej mocy.
Podobnie z nowym Mono: nie ma co skipować tego ohydnie epickiego momentu, w którym nasi bohaterowie trzymając się za ręce szybują z prędkością dźwięku nad lazurowym oceanem płosząc płaszczki i rekiny młoty. Ten moment trwa ogłuszające wieki, wizualizuje się wibrując i miażdży niczym dotąd niewidzialny, lewitujący nad tłumem budynek (Pratchett, Rabelais, mainstreamowe anime). Uszy bolą, ale to już skutek uboczny tchórzliwego uciekania w wyobraźnię. Twardo trzeba, bez stoperów marzyć, szczególnie, że HttIW przypomina sytuację, w której kartkując książkę przebiega się wzrokiem po zajebistym fragmencie i natychmiast gubi się go bezwiednie kartkując dalej. Takich motywów do odnalezienia jest tutaj sporo; wraz z kolejnymi podejściami zyskują na wadze: od mglistych flashbacków do plomby w luce po dobrym, przystępnym japońskim napierdalaniu.
Podobnie z nowym Mono: nie ma co skipować tego ohydnie epickiego momentu, w którym nasi bohaterowie trzymając się za ręce szybują z prędkością dźwięku nad lazurowym oceanem płosząc płaszczki i rekiny młoty. Ten moment trwa ogłuszające wieki, wizualizuje się wibrując i miażdży niczym dotąd niewidzialny, lewitujący nad tłumem budynek (Pratchett, Rabelais, mainstreamowe anime). Uszy bolą, ale to już skutek uboczny tchórzliwego uciekania w wyobraźnię. Twardo trzeba, bez stoperów marzyć, szczególnie, że HttIW przypomina sytuację, w której kartkując książkę przebiega się wzrokiem po zajebistym fragmencie i natychmiast gubi się go bezwiednie kartkując dalej. Takich motywów do odnalezienia jest tutaj sporo; wraz z kolejnymi podejściami zyskują na wadze: od mglistych flashbacków do plomby w luce po dobrym, przystępnym japońskim napierdalaniu.