środa, 28 lipca 2010

Arabian Horses + Asian Women On the Telephone - Split

Arabian Horses + Asian Women On the Telephone
Split
2010, Full of Nothing


6.4



Na samym dole drugiej odsłony Screenagersowego Out of Print znaleźć można o tysiąc i jedno słowo za mało nt. albumu Gilgamesh Lives Bong. Niestety, o splicie Arabian Horses i Asian Women On the Telephone również nie ma się ochoty pisać dużo. W niszę trzeba się wsunąć, głębsza analiza zamienia ją w zbyt rzęsiście, jak na standardy głęboko zalegającego cienia, oświetlony wykusz. Bong nagrali płytę odzwierciedlającą czasy tytułowego bohatera, jednostki wyłuskanej z orientalnego przepychu królestwa dynamicznie rozwijającego się w objęciach Eufratu i Tygrysu. Kasetowa kolaborka dwóch projektów zza wschodniej granicy kreśli scenerię przeciwstawną: ubogich, monotonnych płaszczyzn syberyjskiej tundry tającej pod wpływem nadciągającej wiosny. Zagubieni pod przytłaczająco ogromnym tunguskim niebem, ludzie pędzą witkami wychudłe bydło, brodzą w błocie, nawlekają na haczyki wijące się, czerstwe robaki, całkiem podobne do własnych schorowanych dzieci. W prześwietlonym ponurym światłem lesie znachor skrobie z drzew korę na leczniczy proszek mający uśmierzyć bóle kobiety rodzącej w rozsypującej się nieopodal przemarzłej lepiance. W punkcie szczytowej intensywności, snute w tej krainie fantazje osiągają pułap chleba powszedniego żebraka wegetującego w uniwersum Gilgamesza. Kiedy mezopotamski heros sięga po wieczną młodość, na mroźnych zauralskich pustyniach ludzie zdychają samotnie pod obumarłą sosną.

Pomimo wałkowania obskurnych, primordialnych skojarzeń, rosyjski drone-noise ze swoją charakterystycznie powolną, skupioną perką, jest zadziwiająco delikatny. W jednym z początkowych fragmentów wlokąca się ścieżka gitary napotyka wykluwający się z brei jękliwy wokal i opiekuńczo otacza go, wytwarza sprzężenia, aby osłonić narodziny noworodka. Ten niemal natychmiast się dusi, ale ów chwilowy gest troski o prywatność sonicznej jętki jednodniówki wykonywany jest przez niewiele mocniejsze, równie instynktownie działające stworzenie: nie stać go na wiele więcej niż słabiutkie, jakby chiptune'owe, zniekształcenia, niezdarne zmyłki, tak że widzimy wszystko i wyrzuty sumienia zrodzone z podłości wojeryzmu wyraźnie podnoszą obrzydzenie na widok rozdartego łożyska do rangi współczucia i skupionego pochylenia nad okrucieństwem tego świata. Skuteczność tej zasłony dymnej kojarzyć można np. z Gemini Syringes (z: Embryonic) Flaming Lips, gdzie regularnie powracające, wyrwane z kontekstu cyknięcia odciągały wzrok od stale toczącej się faktycznej akcji, wprawiając w dziecinną, zachwyconą irytację ustawicznego przegapiania detali. Drobne wydarzenia decydują o urodzie tego splitu, dyskretnie hipnotyzującego po stronie Arabian Horses i przerażającego, gdy dochodzą do głosu Asian Women On the Telephone, grając tak jak zapewne postąpiłby w zatłoczonym mieście golem - tocząc ślamazarną, nieczułą masakrę. Za punkt honoru stawia się w tej drugiej części mnożenie ą i ę, aby wytworzyć iluzję kontaktu z awangardą, ale ostatecznie naturalizmu całości nie da się strząsnąć.

Wydana w 65 egzemplarzach kaseta spokojnie podkreśla naczelną zasadę rządzącą odbiorem takiej muzyki: skipujesz = psujesz. Tylko skoncentrowany odbiór całości, uparte przezwyciężanie dzieła, pozwala uzyskać pojęcie o proporcjach poszczególnych elementów i na ułamek sekundy przychwycić całościowy obraz. Nużąca, lecz co chwila zawracająca głowę ledwie uchwytnymi fenomenami, psychogeograficzna pocztówka z Rosji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz